Chaos i awantura przed spalonym blokiem w Ząbkach. Mieszkańcy skarżą się, że nie mogą wejść do swoich mieszkań, bo nie zdołali się zapisać na listę - relacjonuje reporter RMF FM Igor Skrzypek. Część z nich weszła do budynku, by zabrać najpotrzebniejsze rzeczy.
W sobotę o godz. 16 przy ulicy Powstańców w Ząbkach służby miały zacząć wprowadzać pojedyncze osoby do mieszkań, aby mogły zabrać swoje najpotrzebniejsze rzeczy.
Faktycznie, było widać mieszkańców, ubranych w białe kaski ochronne, zmierzających do budynku w asyście mundurowych. Ale to tylko garstka. A przed blokiem - tłum. I to coraz bardziej rozgniewany - informuje reporter RMF FM.
Część mieszkańców relacjonuje, że list było kilka i doszło do zamieszania. Nasz dziennikarz usłyszał też, że ci którzy nie zdążyli się zapisać, muszą przyjść w niedzielę i liczyć, że wtedy się uda.
Niektórzy z pogorzelców zostali wpuszczeni do swoich mieszkań, by zabrać najpotrzebniejsze rzeczy, ale spora grupa nie zdołała zapisać się na listę do wejścia i koczuje przed budynkiem.
Późnym popołudniem komunikat w sprawie chaosu przed blokiem w Ząbkach wydała policja.
"Kategorycznie dementujemy informacje publikowane przez niektóre media mówiące, że pogorzelcy z Ząbek mają tylko 10 minut na zabranie rzeczy z mieszkań. To kłamstwo! Ani prokuratura, ani policja nie wyznaczyły konkretnego czasu na taką czynność osobom, które ucierpiały w pożarze! Jednocześnie apelujemy i prosimy osoby oczekujące w kolejce na wejście do swoich mieszkań o cierpliwość. Obecni na miejscu policjanci dokładają wszelkich starań, aby odbyło się to szybko i sprawnie. Priorytetem jest jednak dla nas, żeby te czynności przebiegły dla wszystkich w sposób bezpieczny!" - napisała na platformie X Komenda Stołeczna Policji.