"Cream de la cream koalicji 15 X stawił się tłumnie na zaprzysiężeniu Karola Nawrockiego, choć przecież nikt ich nie zmuszał do udziału w tym gorszącym widowisku (...). Karol Nawrocki chłostał ich retorycznym batogiem, wypominając błędy, oskarżając o słabość (...). I nikt – absolutnie nikt z obecnych notabli – nie zdobył się na gest sprzeciwu, nie podjął polemiki, nie rzucił choćby cienia wątpliwości" - takimi gorzkimi słowy podsumował zachowanie polityków koalicji rządzącej podczas zaprzysiężenia nowego prezydenta były premier Leszek Miller.
W środę po godz. 10 Karol Nawrocki został zaprzysiężony na prezydenta. W swoim orędziu nie szczędził słów ostrej krytyki wobec rządu. Stwierdził m.in., że "Polska musi wrócić na drogę praworządności". Dziś nie jest na tej drodze - mówił. Patrząc w stronę premiera Donalda Tuska powiedział, że "jesteśmy Polakami i powinniśmy realizować interesy polskie". Sugerował też brak wystarczającej liczby polskich autorów na liście lektur szkolnych. Ze smutkiem patrzę na to, co dzieje się z inwestycjami w Polsce - stwierdził również.
Były premier Leszek Miller postanowił po południu skomentować nie tyle orędzie nowo zaprzysiężonego prezydenta, ile reakcje polityków koalicji rządzącej, a więc koalicji 15 października, a raczej - jego zdaniem - ich brak.
"Cream de la cream koalicji 16 X (Leszek Miller miał zapewne na myśli '15 X' - przyp. red.) stawił się tłumnie na zaprzysiężeniu Karola Nawrockiego, choć przecież nikt ich nie zmuszał do udziału w tym gorszącym widowisku. Umościli się równo jak na akademii szkolnej, z minami, które mówiły więcej niż tysiąc słów. Ponure twarze ministrów i parlamentarzystów najlepiej oddawały nastrój, w jakim przyszło im wysłuchiwać słów nowego lokatora pałacu prezydenckiego. A słowa te nie były ani kurtuazyjne, ani pojednawcze. Wręcz przeciwnie – Karol Nawrocki chłostał ich retorycznym batogiem, wypominając błędy, oskarżając o słabość, ustawiając rząd w roli "jednostki pomocniczej prezydenta", podporządkowanej i zależnej. I nikt – absolutnie nikt z obecnych notabli – nie zdobył się na gest sprzeciwu, nie podjął polemiki, nie rzucił choćby cienia wątpliwości" - wypunktował były premier.
"Milczeli z własnej woli. A późniejsze pojękiwania w mediach i gabinetach nie miały już znaczenia – teatr się odbył, kamery wszystko zarejestrowały. Upokorzenie zostało zaakceptowane. Z wyboru" - zakończył swoją gorzką recenzję Leszek Miller.