Zasłabnięcia, zachorowania, urazy kończyn i zabłądzenia - z takimi przypadkami mają do czynienia tatrzańscy ratownicy. Wczoraj interweniowali siedem razy, dziś od rana było kolejnych kilka interwencji. Wszystko z powodu pięknej pogody.

Zazwyczaj w ładną pogodę w Tatry wychodzi więcej turystów, stąd też więcej interwencji. Na szczęście do tej pory te przypadki nie były bardzo groźne - mówi ratownik dyżurny TOPR Edward Lichota. 

Wczoraj do najpoważniejszego wypadku doszło na Świnicy, gdzie turysta potknął się, upadł i uderzył głową w skały, na skutek czego stracił przytomność. To była chwilowa utrata przytomności - na szczęście wszystko skończyło się dobrze, a dzięki ładnej pogodzie można było wysłać tam śmigłowiec - mówi Lichota. 

Oprócz tego były zwichnięcia stawów skokowych, wymioty, utknięcie w trudnym terenie, zgubienie szlaku. Dzisiaj starszy pan idąc szlakiem z Zawratu w kierunku Świnicy, zgubił ten szlak, wszedł w trudny teren i nie był w stanie wrócić. Dlatego znów musiał interweniować śmigłowiec. 

Jak podkreślają ratownicy, śmigłowiec wysyłany jest do tych najpoważniejszych wypadków. W przypadku mniej poważnych dolegliwości czy obrażeń ratownicy muszą na ratunek wyruszać pieszo. Stąd czas ich dotarcia do turystów może być dłuższy.