Tadeusz Duda nigdy nie był myśliwym - dowiedział się dziennikarz RMF FM Tomasz Skory w Polskim Związku Łowieckim. "Nawet nie próbował zostać członkiem naszego związku. Sprawdziliśmy dane do 40 lat wstecz" - twierdzi PZŁ, komentując pogłoski na temat sprawcy masakry, do której doszło w Starej Wsi koło Limanowej w Małopolsce. 57-latek często chodził z bronią do lasu i handlował dziczyzną. Podejrzewany jest o zastrzelenie młodego małżeństwa, swojej córki i zięcia, oraz postrzelenie teściowej. Czwarty dzień szuka go w okolicznych lasach ponad pół tysiąca funkcjonariuszy różnych służb, w tym kontrterroryści i wojsko.
Poniedziałek to czwarty dzień poszukiwań Tadeusza Dudy. 57-letni mężczyzna jest podejrzewany o zastrzelenie swojej własnej córki, zięcia oraz postrzelenie teściowej. Kobieta przeżyła, ale przeszła operację ratującą życie. Do makabry koło Limanowej doszło w piątek. Mężczyzna uciekł do lasu i do tej pory nie udało się go odnaleźć. Poszukiwania prowadzone są na obszarze ok. 200 hektarów.
To mieszkaniec tego powiatu, on doskonale zna te lasy. Wiemy, że zna obsługę broni i że wykonywał jakieś usługi dla leśników i z leśnikami, więc te lasy naprawdę nie są dla niego tajemnicą - powiedziała w poniedziałek insp. Katarzyna Nowak z Komendy Głównej Policji.
Wcześniej krążyły pogłoski, że Tadeusz Duda jest myśliwym. Miał często chodzić z bronią do lasu i handlować dziczyzną. Dziennikarz RMF FM Tomasz Skory zweryfikował te informacje w Polskim Związku Łowieckim. Okazuje się, że poszukiwany był kłusownikiem.
Tadeusz Duda nigdy nie był myśliwym, ani nawet nie próbował zostać członkiem naszego związku. Sprawdziliśmy nasze dane do 40 lat wstecz. Nazwisko poszukiwanego za zabójstwo Tadeusza Dudy z okolic Limanowej nigdy się w nich nie pojawiało - twierdzi PZŁ.
Jak informowała wcześniej policja, 57-latek nie miał pozwolenia na broń. W niedzielę - na specjalnie zwołanej konferencji - podinsp. Katarzyna Cisło z Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie powiedziała, że Tadeusz Duda najprawdopodobniej strzelał do członków swojej rodziny z broni "samoróbki".
Do sieci trafiło nagranie, które ma przedstawiać moment, kiedy poszukiwany Duda oddaje strzały, jednak trzeba zaznaczyć, że nie została potwierdzona jego autentyczność. Jeśli jednak okazałoby się, że przedstawia właśnie to zdarzenie, wszystko wskazuje na to - jak dowiedział się nieoficjalnie dziennikarz RMF FM - że broń, z której strzelał Tadeusz Duda ma nieproporcjonalną do długości lufy krótką kolbę. Pozwala to na łatwe ukrycie jej pod ubraniem, co dla kłusownika jest dość cenne. To częściowo tzw. obrzyn - krótka broń palna, która powstała w wyniku przeróbki strzelby lub karabinu poprzez skrócenie lufy i niekiedy kolby.
Najprawdopodobniej można przyjąć, że broń może być "składakiem" z lufą z broni wojskowej - Mosin lub Mauser kb. 89. Przy każdym strzale wymaga przeładowania karabinu. Nie jest to klon kałasznikowa. Może to być prawdopodobnie wykopek albo pozostałość po ukrywających się w latach 50. w okolicach Limanowej partyzantce. Może też być skradziona albo zestawiona z części dostępnych na czarnym rynku.
O tym, kiedy można spodziewać się przełomu w tej sprawie, mówił w poniedziałek na antenie Radia RMF24 Dariusz Nowak, były policjant.
Nikt realnie oczywiście na to nie jest w stanie odpowiedzieć. Wciąż zakładamy i wszyscy mamy chyba taką nadzieję, że on jest gdzieś tam - na terenie tych 200 hektarów. Myślę, że policja wykorzystuje wszystko, co jest technicznie możliwe, ale też sprzęt nie załatwi wszystkiego. Zakładamy, że on (sprawca masakry – przyp. red.) tam po prostu jest. Zakładamy. Brane są oczywiście pod uwagę inne możliwości - że przedostał się za granicę, bo to jest niedaleko, że mógł w ogóle się wymknąć. No, to byłoby już zupełnie źle - powiedział Dariusz Nowak.
Natomiast trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że raz: teren jest olbrzymi, po drugie mamy do czynienia z człowiekiem, który jest nieobliczalny. Jest teraz w stresie, w amoku, prawdopodobnie na zasadzie takiej, że „dla mnie życie się skończyło, ale zanim odejdę, to jeszcze pokażę na co mnie stać”. To kłusownik, a więc człowiek świetnie znający teren oraz taki, który potrafi konstruować różnego rodzaju pułapki, różnego rodzaju wnyki, które mogą być po prostu niebezpieczne dla policjantów - dodał były mundurowy.
Nasz rozmówca zaznacza, że - z logicznego punktu widzenia - poszukiwany powinien w najbliższych godzinach się przemieszczać, choćby w poszukiwaniu jedzenia czy wody. Z jednej strony to szansa dla służb, ale z drugiej zagrożenie, gdyż najprawdopodobniej może strzelać.
Patrzę na temperatury, które mają być dzisiaj w nocy. One spadną do 10 stopni. W górach jest jeszcze mniej. Jeśli siedzi gdzieś pod ziemią w jakiejś kryjówce, to będzie mu zimno, będzie chciał jeść i będzie coś musiał ze sobą zrobić. To jest z jednej strony szansa, bo wyjdzie, że będzie próbował się gdzieś przedostać. To zagrożenie dla ludzi, bo może się gdzieś pokazać, a że jest sfrustrowany, może strzelać do policjantów. Może być naprawdę różnie - powiedział Dariusz Nowak.
Choć w Starej Wsi i okolicach jest ponad pół tysiąca funkcjonariuszy, a teren obserwowany jest z powietrza z użyciem m.in. wojskowego rozpoznawczo-bojowego drona Bayraktar, policja apeluje do mieszkańców o zachowanie spokoju, ale także maksymalnych środków bezpieczeństwa, ponieważ - jak akcentują funkcjonariusze - mężczyzna jest uzbrojony i niebezpieczny.
O to samo prosi w Radiu RMF24 Marek Dyjasz - były szef biura kryminalnego Komendy Głównej Policji. Apeluje do mieszkańców Starej Wsi i okolic, by "nie grali bohaterów, szeryfów".
Mieszkańcy powinni przebywać w swoich domach. W żadnym wypadku nie mogą podejmować próby zatrzymania czy jakiegokolwiek dialogu z tym człowiekiem. To niebezpieczny przestępca, który może zdecydować się na różne drastyczne kroki. Nie chcielibyśmy tego, żeby były jakieś następne ofiary - podsumował. Całej rozmowy z ekspertem można wysłuchać poniżej.
"Apelujemy do wszystkich będących w rejonie poszukiwań, aby nie wchodzić do okolicznych lasów, próbując np. szukać 57-latka na własną rękę!" - prosi w komunikacie małopolska policja.