"Znikające rozmowy, brak identyfikacji numeru dzwoniącego (…) Telegram daje użytkownikowi poczucie, że jest to forteca bezpieczeństwa (…) To może być pułapka" – tak twierdzi analityk mediów społecznościowych i internetu, Michał Fedorowicz z kolektywu analitycznego Res Futura. W jaki sposób rosyjska i białoruska agentura werbują w Polsce agentów jednorazowego użytku? Na to pytanie udzielił odpowiedzi ekspert w rozmowie z Tomaszem Terlikowskim na antenie Radia RMF24.

  • Po więcej informacji zapraszamy na RMF24.pl

Aplikacja z Rosji

W ostatnich miesiącach w Polsce służby zatrzymały 55 osób podejrzanych o szpiegostwo, udział w akcjach sabotażowych czy przygotowywanie akcji dywersji. Michał Fedorowicz, pytany o to, jak służbom Rosji i Białorusi udaje się w Polsce pozyskiwać agentów, odpowiedział, że kluczowy jest Telegram - komunikator pochodzący z Rosji, który charakteryzuje się większą anonimowością od innych popularnych aplikacji, takich jak Messenger, WhatsApp czy Instagram.

W odróżnieniu od reszty serwisów naprawdę jest anonimowy. Pozwala nam bez de facto żadnej detekcji rozmawiać, wymieniać opinie. Jest on doceniany w krajach, gdzie jest duże zagrożenie wolności słowa - tłumaczył ekspert.

Znikające rozmowy, brak identyfikacji numeru dzwoniącego (...) Telegram daje użytkownikowi poczucie, że jest to forteca bezpieczeństwa (...) To w wielu momentach jest używane jako pułapka (...), ale z perspektywy osób, które chciałyby z zewnątrz odczytać nasze informacje jest to bardzo trudne - dodał Fedorowicz i zaznaczył, że pewność bezpieczeństwa nie jest stuprocentowa.

Jak werbują Rosjanie? Niepozorne zlecenia

Najczęściej jest to wykorzystywanie osób, które szukają pracy lub szybkiego zarobku. Na przykład transport z miasta A do miasta B za tysiąc złotych, jakimś własnym samochodem, jakiegoś pakunku itd. - relacjonował gość Radia RMF24. Zaznaczył, że zleceniodawca często prosi o zdjęcie dokumentu, takiego jak dowód osobisty. Za zlecenia przyznawane jest wynagrodzenie, które nie wydaje się podejrzanie zbyt wysokie.

Ta osoba nam wysyła pinezkę, gdzie mamy odebrać towar. Kiedy zjawiamy się po odbiór tego towaru, mamy wysłać zdjęcie, że go odbieramy. Ta osoba potwierdza, że to jest właśnie to. Wsiadamy i jedziemy do kolejnego miasta (...) dostajemy przelewy, najczęściej w kryptowalutach, które trafiają na nasze konto - kontynuował Fedorowicz.

Z czasem, jak wyjaśniał analityk Res Futura, zlecenia mogą ewoluować w robienie zdjęć obiektów wojskowych, pozostawianie pakunków przy określonych obiektach. Po zatrzymaniu przez służby, czasem nieświadomy współpracownik rosyjskiego wywiadu, nie jest w stanie zidentyfikować zleceniodawcy, ponieważ komunikacja odbywa się przez aplikację. Dokumenty podawane przez osoby wykonujące zlecenia obcych agentów mogą skutkować kradzieżą pieniędzy, w konsekwencji długami, co również wskazał gość Radia RMF24.

W tym momencie tak Rosjanie, Białorusini wykorzystują obywateli Ukrainy, Polski oraz innych państw, bardzo często Gruzji, Armenii, którzy po prostu stają się właśnie takimi nieświadomymi całkowicie agentami - tłumaczył analityk.

Kogo szukają Rosjanie?

Michał Fedorowicz zaznaczył, że werbowanie agentów może odbywać się w wielu przestrzeniach. Rosyjskie boty mogą podszyć się pod atrakcyjną osobę. Zagrożeniem są kasyna internetowe, które pozyskują nasze dane. Analityk ocenił, że paradoksem dzisiejszego świata jest pozorna anonimowość, która w rzeczywistości jest iluzoryczna.

Nasze konta, czy mamy długi, czy nie mamy długów, one są dostępne. To nie jest tak, że nikt tego nie wie (...) kasyno wie, z jakiego IP się łączyliśmy i wiedzą doskonale, jak się z nami skontaktować. Później odpowiednie służby w Sankt Petersburgu kategoryzują te osoby i szukają najlepszego dotarcia - przestrzegł ekspert.

Opracowanie: Karolina Galus