"Stanowcze mówienie 'nie' uważam za absurdalne podejście. Nie znamy formatu tej misji, oczekiwanej skali obecności. Jest taka zasada, że nieobecny traci" - mówi w rozmowie z Tomaszem Terlikowskim w internetowym Radiu RMF24 generał Roman Polko, były dowódca jednostki wojskowej GROM. W ten sposób wojskowy odniósł się do zdecydowanego stanowiska polskiego rządu w sprawie wysłania wojsk stabilizacyjnych do Ukrainy.
Specjalny wysłannik prezydenta USA ds. Ukrainy Keith Kellogg mówił w telewizji Fox Business, że wśród rozważanych rozwiązań wojny w Ukrainie jest umieszczenie europejskich sił na zachód od Dniepru z udziałem czterech europejskich krajów, w tym Polski. Polska nie planuje i nie wyśle żołnierzy polskich na Ukrainę - zareagował błyskawicznie wicepremier i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz.
Jak wspomina generał Polko, Stany Zjednoczone przyzwyczaiły się do obecności naszego kraju podczas wszystkich realizowanych wezwań.
Polska armia przeszła ogromną drogę. Już ponad 25 lat od wstąpienia do NATO uczestniczyła we wszystkich działaniach, operacjach, które były realizowane na Bałkanach, w Iraku, czy w Afganistanie. Kiedy inne kraje europejskie mówiły "nie", Polska mówiła "tak", była obecna, wspierała Amerykanów w działaniach militarnych - przypomina generał.
Teraz jednak Warszawa mówi zdecydowane "nie" misji Wojska Polskiego w Ukrainie. Rząd argumentuje tę decyzję skomplikowaną sytuacją na granicy z Białorusią oraz faktem, że Polska stanowi logistyczny hub dla wsparcia militarnego Kijowa. O ile zatem obecność polskich wojsk w Ukrainie jest wykluczana przez przedstawicieli administracji w Warszawie, o tyle jest jasne, że Polska będzie stanowiła bazę dla ewentualnej przyszłej misji tzw. koalicji chętnych.
Jako wojskowy podchodzę z dystansem do tej decyzji. Przede wszystkim pytanie, czy ta misja w ogóle dojdzie do skutku. Na razie jeszcze daleka droga. Strona rosyjska wyraźnie jest przeciwko obecności jakichkolwiek sił natowskich w Ukrainie - zauważa ekspert.
Stanowcze mówienie "nie" uważam za absurdalne podejście. Nie znamy formatu tej misji, oczekiwanej skali obecności. Sami moglibyśmy określić, że wyślemy tam kilkudziesięciu żołnierzy, co dla 300 tys. armii nie powinno stanowić większego problemu. Jest taka zasada, że nieobecny traci - stwierdza generał Polko.
Według opinii eksperta, posiadamy obecnie nowoczesną armię, która jest świadoma realizowanych zadań.
W moim zawodowym przekonaniu byłoby nieodpowiedzialne, żeby siły specjalne nie uczestniczyły w tej misji, która może przynieść wiele cennych informacji na temat potencjalnego zagrożenia, które może generować strona rosyjska - mówi.
Nie powinniśmy wykluczać uczestnictwa w czymś, co nie zostało jeszcze określone. A my już krzyczymy nadgorliwie "nie", ponieważ to dobrze działa na nasze partyjne słupki sondażowe, bo o to w istocie chodzi - ocenia wojskowy.
Jak wyjaśnia, z punktu widzenia polskiej obronności, lepiej uczestniczyć w akcjach planowanych przez struktury NATO i samemu móc określać poziom naszego uczestnictwa.
Jeżeli będziemy z góry mówić "nie", to nie wiem po co premier Tusk jechał do Kijowa. Będziemy wykluczeni z tych kluczowych dyskusji - zauważa.
Przede wszystkim współdziałania z naszymi partnerami. Jako dowódca GROM-u podkreślam - gdyby nie misje, które realizowaliśmy wspólnie od Jugosławii, przez Afganistan, Irak, to nie bylibyśmy partnerami dla naszych partnerów brytyjskich, amerykańskich - zwraca uwagę gen. Polko.
Wskazuje także, że łatwiej jest znaleźć pomoc i porozumienie, gdy zespoły są zgrane i potrafią wspólnie realizować różne misje.
GROM przecierał szlak do Kijowa, to nie jest żadną tajemnicą. Stąd być może w przyszłości nie będzie uczestniczył w tych misjach, ale aktualnie uczestniczy, przez co nasi partnerzy traktują nas bardzo poważnie i z szacunkiem do tego, co udało się zrealizować - przypomina.
W kwestiach, o których mogą się nauczyć polscy żołnierze, wymienia zabezpieczanie oraz osłonę logistyczną. Czy chcemy czy nie, (pewien) poziom uczestnictwa Polski w tej misji będzie. Nie wyobrażam sobie, żeby to miało się ograniczać do działania "dojechaliśmy do granicy, a dalej radźcie sobie sami" - przyznaje ekspert.
Zwraca także uwagę, że Polska może pełnić rolę pośrednika, który lepiej zrozumie stronę ukraińską.
Rosja nie jest gotowa na ustępstwa. Czyny mówią mocniej niż słowa, a Rosja w czynach pokazuje, że dalej morduje, bombarduje, a w słowach zaprzecza temu wszystkiemu - stwierdza były dowódca.
Obecne pozorne działania pokojowe, dają Rosji tylko czas na dalsze kroki.
Budowanie pozorów ma służyć temu, żeby Ukraina nie była wspierana militarnie przez Zachód. Jeżeli logistyczne wsparcie w zakresie doposażenia uzbrojenia ze strony Zachodu nieustanie, to myślę, że nawet Korea Północna i Iran nie zrekompensuje tych deficytów, z którymi zmaga się Rosja - przyznaje.
Ukraina ma dosyć wojny i chciałaby rozejmu nawet za cenę własnych terytoriów. To jest porażające, bo to już samo w sobie byłoby nagradzaniem terrorysty - zauważa były szef GROM-u. Jak dodaje, Putin żyje wojną i nie jest gotowy na jej zakończenie.
Jak skończy się wojna, przyjdzie czas rozliczenia, a te będą dla Putina wyrokiem śmierci. Odejście takiego przywódcy ze stanowiska w Rosji to nie tylko koniec jego kariery, ale bardzo często kończy jego życie - mówi na antenie Radia RMF24 generał Roman Polko, były dowódca jednostki wojskowej GROM.
Opracowanie: Julia Domagała