W upalne dni chętnie sięgamy po lody i nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że jedząc je, możemy popełnić błędy. Czasami podjemy trochę z dużego pudełka, a nadtopioną zawartość wkładamy z powrotem do zamrażalnika. Bywa i tak, że nawet niewielką porcję odkładamy na później, bo z jakiegoś powodu musieliśmy przerwać konsumpcję i za chwilę do niej wrócimy, a na zewnątrz przecież całkiem się rozpłyną. Tak nie należy robić.
W czasie, gdy lody są w temperaturze pokojowej - nawet przez kilkanaście minut - mogą namnażać się bakterie. Ponowne ich zamrożenie nie spowoduje, że zginą - to zatrzyma ich rozwój, który uaktywni się po wyjęciu z zamrażalnika. Nadtopiony deser jest podatny na rozwój Salmonelli czy Listeria monocytogenes, szczególnie jeśli zawiera: mleko, jajka lub śmietanę. Dodatkowo, traci puszystość, a po ponownym zamrożeniu pojawiają się na nim kryształki lodu. Lepiej więc zachować ostrożność, nie ryzykować i nie jeść - jeśli mamy wątpliwości co do świeżości.
Powinny być przechowywane w temperaturze ok. -18°C lub niższej. Po rozmrożeniu dochodzi w nich do zmian mikrobiologicznych i fizykochemicznych, a zjedzenie takiego deseru może się zakończyć:
- bólem brzucha,
- nudnościami,
- wymiotami,
- biegunką,
- gorączką.
Co powinno nas zaniepokoić w wyglądzie kupowanych lodów:
- duże kryształki lodu na powierzchni lub w opakowaniu - lody mogły być już rozmrażane,
- zmieniona konsystencja - lody mogą być wodniste lub gumowate,
- nieprzyjemny zapach lub smak: gorzki albo kwaśny - mogą sygnalizować psucie się lub rozwój bakterii.
Warto zwracać na to uwagę, bo nawet jeżeli kupujemy lody zamrożone, to nigdy nie wiemy jak były przechowywane. Sprawdzamy też datę ważności i szczelność opakowania.
Częściej na rozmrażanie i ponowne zamrażanie - narażone są lody z lodziarni. Nie są zapakowane hermetycznie więc ryzyko kontaktu z bakteriami jest większe.