Grupa Beskidzka GOPR jest jedną z 7 regionalnych grup Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Teren jej działania zaczyna się w rejonie Goleszowa, a kończy w Zawoi. To obszar, na którym znajduje się 1450,1 km szlaków turystycznych. Do jakich wypadków najczęściej wzywani są ratownicy i o czym trzeba pamiętać przed wyjściem w góry?
Było sobotnie popołudnie, kiedy o pomoc w rejonie Babiej Góry poprosiły dwie grupy turystów. Jedna z nich zabłądziła i zeszła na słowacką stronę. Ale dzięki telefonicznej aplikacji turystów udało się sprowadzić na szlak, choć i tak ratownicy ruszyli w ich stronę. Drugą grupę, która także zabłądziła, trzeba było natomiast sprowadzić w bezpieczne miejsce, bo jedna z osób straciła siły w czasie wędrówki. Wcześniej, w piątkowy wieczór, tym razem w rejonie Baraniej Góry, także dwie grupy zgubiły drogę i konieczna była interwencja ratowników. Turyści byli wychłodzeni, ale akcja, która trwała do 3-ciej nad ranem, zakończyła się szczęśliwie.
Statystycznie, biorąc pod uwagę liczbę dni w roku i ilość interwencji ratowników w Beskidach, można przyjąć, że nie ma tam praktycznie dnia bez akcji. W ciągu trzech ostatnich lat wypadków w górach przybyło. W 2019 roku było ich 479, rok później już 524, a w ubiegłym roku ratownicy interweniowali łącznie 642 razy, pomagając prawie 700-set poszkodowanym. Niestety-w 4-ech przypadkach w 2021 roku życia turystów w Beskidach nie udało się uratować.
Swoja centralę Beskidzka Grupa ma w Szczyrku. Ale ratownicy dyżurują też w górskich schroniskach, m.in. na Hali Miziowej w masywie Pilska czy w Markowych Szczawinach w rejonie Babiej Góry. Jest ich około 500-set, ale czynnie działa 350-u. 23-ech z nich to ratownicy etatowi. Podzieleni są na 6 sekcji operacyjnych: Cieszyn, Bielsko-Biała, Szczyrk, Wadowice, Żywiec oraz Babia Góra.
Na szlakach turystycznych - mówi Marcin Szczurek z beskidzkiego GOPR - zdarzają się najróżniejsze sytuacje wymagające naszej interwencji. Są oczywiście nieszczęśliwe wypadki: skręcenie, złamanie, bolesny upadek i potłuczenie. Zdarzają się też na przykład zasłabnięcia. Ale pewna część naszych interwencji wiąże się z tym, że turyści nie doznają obrażeń, natomiast tracą orientację w terenie i gubią drogę. W tych przypadkach nasze działania polegają na odnalezieniu ich i sprowadzeniu w bezpieczne miejsce. Latem w górach zdarza się też sporo wypadków na trasach rowerowych. Zimą natomiast to oczywiście wypadki na stokach narciarskich. W tym sezonie, który zaczął się na początku grudnia, było ich już około 700-set. Średnio w czasie każdego sezonu zimowego liczba ta waha się od 1300-u do nawet 2 000-óch tysięcy. W przypadku narciarzy najczęściej są to skręcenia stawów kolanowych - wymienia Marcin Szczurek.
Przed każdym wyjściem w góry ratownicy zalecają turystom pobranie na swój telefon aplikacji: Ratunek. Zdarza się bowiem tak, że ci, którzy się zgubili nie są w stanie określić gdzie się znajdują.
Uruchomienie tej aplikacji jest proste. Dzięki niej możemy w razie konieczności zadzwonić do ratowników, ale przede wszystkim na monitorze wyświetla im się lokalizacja danej osoby. Możemy ją określić nawet z dokładnością do 20-u metrów. A to znacznie skraca nasz czas dodarcia do osoby, która w górach potrzebuje pomocy - mówi Marcin Szczurek.
Aplikacja istnieje od ponad 6-u lat. Niestety, turyści nadal w małym stopniu z niej korzystają. W 2020 roku zaledwie tylko 2 proc. zgłoszeń, które odebrali ratownicy w Beskidach, było z tej aplikacji.
Jedno z miejsc, gdzie w Beskidach ratownicy notują najwięcej interwencji jest Babia Góra. To z jednej strony szczyt w miarę łatwo dostępny, co widać po ilości osób, które tam wchodzą. W ubiegłym roku było to około 150-u tysięcy turystów, a 3 lata wcześniej było ich 100 tysięcy. Ale z drugiej strony to szczyt o charakterze alpejskim, często zmienia się tam pogoda, wieje porywisty wiatr, zimą znacznie obniża się temperatura i intensywnie pada śnieg, a widzialność czasem spada do minimum. Stąd kłopoty nieprzygotowanych na taką sytuację turystów. W ubiegłym roku z ponad 600-set interwencji ratowników w Beskidach około 100-u było w rejonie właśnie Babiej Góry.
Drugim szczytem, gdzie wezwań bywa stosunkowo najwięcej jest Pilsko. Ale głównie dotyczy to zimy i narciarzy, którzy tracą orientację czy to po polskiej czy już słowackiej stronie granicy i wtedy wzywają na pomoc ratowników GOPR-u.