Ekspertka amerykańskiego think tanku Hudson Institute, Zineb Riboua oceniła, dlaczego przywódca Rosji jak dotąd nie zaangażował się bezpośrednio w konflikt na Bliskim Wschodzie na linii Izrael - Iran, który w ostatnich tygodniach eskalował. "Rosja nie pomaga Iranowi, bo prezydent Władimir Putin jest oportunistą, a nie samobójcą. I nie podejmie ryzyka bezpośredniej konfrontacji z USA na rzecz Teheranu" - stwierdziła.
Analityczka zwróciła uwagę, że prezydent USA ma pełną świadomość tego, że dopóki u władzy jest ajatollah Ali Chamenei i Korpus Strażników Rewolucji, to Iran pozostanie wrogo nastawiony do Ameryki, Izraela i zasadniczo Zachodu.
Jak podkreśliła, "stawianie przez Trumpa na przyjaźń z Republiką Islamską to mrzonka". Odniosła się też do uderzenia, jakie przeprowadziły Stany Zjednoczone na obiekty nuklearne w Iranie. To był pokaz siły, a nie utorowanie ścieżki ku pojednaniu - stwierdziła. Zineb Riboua zaznaczyła, że rozmowy o odprężeniu nie wpisują się w strategię Trumpa, w ramach której wywieranie maksymalnego nacisku, dokładne uderzenia i silne odstraszanie stanowią jedyny sposób na konfrontowanie się z reżimem, zbudowanym na skandowaniu: "Śmierć Ameryce".
Zdaniem ekspertki waszyngtońskiego think tanku istnieje ryzyko nawrotu eskalacji przemocy między Izraelem i Iranem, jednak Izrael pokazał - przy wsparciu USA - że jest w stanie zaatakować irański rdzeń infrastruktury nuklearnej i wyeliminować ważnych dowódców nawet w Teheranie.
Nie wykluczyła jednak, że Teheran może próbować przeprowadzić "symboliczny odwet", jednak koszty eskalacji stały się dla niego ewidentne. Wsparcie Trumpa dla Izraela i gotowość do użycia siły przypomniały Iranowi, że "dalsza agresja nie przyniesie zysków, lecz tylko zniszczenia".
Może dojść do wybuchu przemocy, ale irański apetyt na konfrontację na pełną skalę zmalał dzięki presji - stwierdziła Riboua, która specjalizuje się m.in. w zaangażowaniu Chin i Rosji na Bliskim Wschodzie.
W ocenie analityczki amerykański atak na irańskie obiekty nuklearne był ostrzeżeniem dla Chin i Rosji, bo przypomniał im, że Trump jest gotowy do "zdecydowanych i jednostronnych działań w obronie amerykańskich interesów".
Podnosiła, że dla Pekinu, który wspiera irańską branżę naftową i rozbudowę przemysłu zbrojeniowego, był to sygnał, że inwestowanie w reżimy wiąże się z ryzykiem. Z kolei dla Moskwy był to znak, że jej regionalne wpływy wywierane za pośrednictwem Iranu są kruche.
Nie zapominajmy też, że Rosja i Chiny nie pomogły Iranowi, gdy był w potrzebie i w ten sposób wysłały sygnał swoim partnerom w antyzachodniej osi, takim jak Korea Północna, Mali, Burkina Faso, Niger, że nie można na nich wcale polegać - powiedziała.
Według niej pomoc Rosji dla Iranu może ograniczać się do "wsparcia retorycznego" i niewielkiego wsparcia logistycznego.
Oceniła, że "Moskwa nie podejmie ryzyka bezpośredniej konfrontacji z USA na rzecz Iranu". Putin jest oportunistą, a nie samobójcą - podkreśliła Riboua.
Analityczka Hudson Institute zaznaczyła, że ostatnie wydarzenia ujawniły granice rosyjskiego sojuszu z Iranem, który ma charakter transakcyjny, a nie ideologiczny. Jak zaznaczyła, "Moskwa postrzega Teheran jako pionka, który stawia wyzwanie USA, a nie jako partnera, którego należy bronić kosztem rosyjskich interesów".
W ocenie ekspertki dzięki zbombardowaniu przez USA irańskich obiektów nuklearnych świat "zdecydowanie" stał się bezpieczniejszy.
Ataki zniszczyły kluczowe elementy irańskiego programu nuklearnego, przywróciły odstraszanie i przypomniały reżimom, że USA pozostaje najsilniejszym graczem w regionie - wyliczyła. Zwróciła także uwagę na to, że "świat stał się bezpieczniejszy nie dzięki temu, że zwyciężyła dyplomacja, ale dlatego, że siła została wykorzystana w sposób skuteczny i zdecydowany".
Polityka ustępstw, praktykowana przez poprzednie administracje, jedynie rozzuchwaliła Teheran, Moskwę i Pekin - podsumowała ekspertka konserwatywnego ośrodka.
Izrael rozpoczął 13 czerwca naloty na cele nuklearne i militarne w Iranie, twierdząc, że jest on o krok od zbudowania broni jądrowej. W nocy z 21 na 22 czerwca siły USA zaatakowały trzy obiekty programu atomowego w Iranie - w Fordo, Natanz i Isfahanie. Od wtorku utrzymuje się ogłoszony przez USA rozejm między Iranem i Izraelem.
Prezydent USA Donald Trump zapewnia, że amerykańskie uderzenia "całkowicie unicestwiły" irańskie obiekty nuklearne.
Podkreśla, że zapasy wzbogaconego uranu nie zostały wywiezione ze zbombardowanego ośrodka. Jednocześnie w piątek zapowiedział, że bez wahania ponownie zbombarduje Iran, jeśli okaże się, że będzie miał nadal zdolność do wzbogacania uranu do poziomu pozwalającego na uzyskanie broni jądrowej.
Sam szef MSZ Iranu Abbas Aragczi przyznał w wywiadzie dla irańskiej telewizji publicznej, że irańskie obiekty nuklearne "poważnie ucierpiały" w wyniku amerykańskich nalotów.
Według szefa Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA) Rafaela Grossiego atak USA na trzy irańskie ośrodki jądrowe poważnie je uszkodził, ale nie zniszczył ich całkowicie. Dodał, że w ciągu kilku miesięcy Iran może ponownie zacząć proces wzbogacania uranu.