Kreatywność można ćwiczyć, tak jak pamięć czy umiejętność logicznego myślenia. Warto ją trenować od najmłodszych lat, w zabawie. O tym jak pobudzać umiejętność tworzenia nowych rzeczy i jak nie zabić dziecięcej pomysłowości z Ewą Wojtan, autorką bloga „Moje Dzieci Kreatywnie” rozmawiała Marlena Chudzio.
Marlena Chudzio: Czym dla pani jest kreatywna zabawa?
Ewa Wojtan, autorka bloga "Moje Dzieci Kreatywnie": Dla mnie przede wszystkim pomysł ma wspólną, aktywną zabawę. To, że nie jesteśmy tylko obok siebie, ale też są między nami jakieś relacje, coś razem przeżywamy, są emocje. Nie tylko coś powstaje, ale też budują się między nami więzi. Przy okazji jak coś razem tworzymy, malujemy, coś iskrzy między rodzicem a dzieckiem.
Czyli dorośli powinni się bawić z dziećmi? Czy to powinna być kwestia, w której dajemy wolną rękę i dziecko samo może odkrywać świat, a nie my powinniśmy w to ingerować?
Myślę, że należy znaleźć złoty środek. Część rodziców nie lubi się bawić z dziećmi i trudno im powiedzieć, że powinni. Natomiast ja zawsze zachęcam. Warto budować dobre relacje. Ja od lat w taki sposób wychowuję dzieci i nie widzę, żeby coś złego się z nimi działo. Widzę, jak fajnie się rozwijają, są otwarci na świat, mają różne pomysły, podejście do życia.
Ma pani dwóch synów i są oni bohaterami pani bloga o kreatywnej zabawie. Możemy obserwować na przestrzeni lat, jak się rozwijają i jak rozwija się pani pomysłowość. Kreatywność to jest coś, czego trzeba uczyć? Czy dzieci mają to wrodzone i jeśli tylko tego nie zabijemy, to w nich rozkwitnie?
Ja myślę, że dzieci to mają naturalnie. Łatwo to zabić, jeżeli damy im za dużo smartfonów i komputera, bo wtedy nakierowują się tylko na przyjemności internetowe czy telewizję. Jeżeli damy im wolną przestrzeń, będą mogły same coś kreować, trochę się ponudzić, pomyśleć. Wtedy kreatywność w sposób naturalny się w nich rozwinie.
Trochę się ponudzić, trochę się pobrudzić. Niektóre zabawy na pani blogu to takie zabawy na całego, po których jest dużo sprzątania.
Tak, to prawda. Niektóre wymagają sprzątania. Szczególnie te sensoryczne, z masami plastycznymi. Nie ukrywam, że i dzieciom, i mnie dają one najwięcej pozytywnych emocji i dobrze wpływają na nasz nastrój. To trochę taka forma relaksacji.
Co znaczy zabawy sensoryczne?
To są zabawy, które oddziałują na nasze zmysły: dotyk, zapach, smak. Wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach jest to o tyle ważne, że kiedyś dzieci bardzo dużo czasu spędzały na zewnątrz. Biegały, miały nieograniczony kontakt z przyrodą. Dziś to jest bardzo ograniczone, siedzimy w domu, przed komputerami, do tego jeszcze nauka zdalna. Dlatego warto wprowadzać coś, co pobudza zmysły.
Czyli chodzi o to, żeby nie dotykać tylko smartfona i plastiku?
Dokładnie tak, żeby mieć kontakt z naturą, z różnorodnymi fakturami.
Gdy kupujemy zabawki, często jesteśmy zasypywani ofertami "edukacyjnych pomocy". Czy każda zabawa uczy? Czy zabawy tylko relaksujące są mniej wartościowe?
Zabawy można podzielić na edukacyjne, relaksacyjne, sensoryczne, aktywne. Rodzajów zabaw jest bardzo dużo. One mogą się łączyć i często tak robię. Gdy dziecko bardziej się zainteresuje, zaciekawi i zaangażuje będzie chętniej się bawiło i przy okazji może się uczyć. Jak np. tak uczyłam dzieci czytać. Stosowałam metodę sylabową. W różnych zabawach pojawiały się sylabki i dzieci bardzo szybko załapały, o co chodzi i mieliśmy świetny efekt. Czytają płynnie i z przyjemnością. Warto też nie przesadzać, zakładać, że będziemy tylko uczyć przez zabawę. Dajmy też przestrzeń do takich naturalnych, twórczych aktywności.
Gdy zapoznawałam się pani blogiem, uderzyła mnie ogromna różnorodność. Skąd pani ma tyle pomysłów? Każdy coś pamięta z dzieciństwa, coś podpatrzył, ale taka kopalnia zabaw jest niesamowita.
Faktycznie dużo rzeczy pamiętam z dzieciństwa. Ja też zawsze byłam taką twórczą, aktywną osobą. Kończyłam szkołę plastyczną i prowadzę warsztaty. Prowadzimy blog już od 2013 roku, czyli ponad 7 lat za chwilę będzie. Pomysłami zawsze się dzieliłam. Kiedyś tego nie było w internecie tyle co teraz. Nawet w samej wyszukiwarce grafik znajdziemy mnóstwo inspiracji.
Jestem bardzo ciekawa, czy pani synowie, którzy są od małego przyzwyczajeni, że mama jest takim kreatywnym uczestnikiem zabaw, sami już teraz mają swoje pomysły?
Zdecydowanie tak. Bardzo są aktywni. Teraz jesteśmy w dużej mierze skupieni na rozwijaniu naszego kanału na YouTubie. Często przychodzą i mówią: "mama, a może nagramy to", "mama, może zrobimy coś takiego". Podłapali temat, podoba im się to. Różnica polega na tym, że zamiast bloga wolą właśnie YouTube.
Jak się zmieniają potrzeby zabawy u dzieci? Gdy zaczęła pani pisać chłopcy byli niemowlakami, teraz są już dużo starsi. Jak się zmienia rola rodzica w zabawie z dzieckiem, gdy ono dojrzewa?
Gdy byli mniejsi, byłam bardziej zaangażowana. Ja byłam inicjatorem. Robiłam im sama różne kreatywne zabawki, żeby nie były tylko grające, piszczące, śpiewające, tylko angażujące, ale nie w nachalny sposób. Im byli starsi, tym więcej sami wymyślali i kreowali, a ja mogłam być bardziej z boku. Jak np. budowaliśmy taki stolik wodny, to oni już myśleli, jak to połączyć i rozbudować. Włączało się w nich takie twórcze myślenie. Zdecydowanie im dziecko starsze, tym więcej może stworzyć samo, my po prostu mu towarzyszymy, wkładamy swoje emocje, kibicujemy, dajemy właściwą przestrzeń do twórczego rozwoju.
Niektórym zabawa z dzieckiem przychodzi naturalnie, innym zupełnie nie. Gdyby ktoś zainspirowany naszą rozmową chciał spróbować, to od czego ma zacząć? Np. co kupić do takich twórczych zabaw?
Jeżeli ktoś nie ma pomysłów, to zachęcam, by poczytać nasz blog. Popatrzeć, jak my zaczynaliśmy. Widać tam, co ja wykorzystuję. To są często rzeczy, które mamy w domu: butelki, jakieś zakrętki. Teraz już dużo rzeczy weszło na rynek. Jest coraz więcej kreatywnych produktów, jakieś oczka, druciki i różne inne dodatki. Pamiętajmy jednak, że tak naprawdę nie trzeba na początku wcale dużo kupować, można sporo rzeczy znaleźć po prostu w domu.
Kiedy wkręcimy się taki świat kreatywnej zabawy, to jak wprowadzać elementy edukacyjne? Żeby dziecko nie odkryło, że mama wcale nie chce się bawić, tylko uczy tabliczki mnożenia.
U nas jakoś to było naturalne. Dziecko tak naprawdę nie analizuje, czy ja je czegoś uczę. Dla niego to zabawa. Pamiętam jak uczyliśmy się kolorów. Michałek był młodszy, Adaś trochę starszy. I to było dla nich naturalne, gdy mówiła: "To i to jest czerwone, co jeszcze jest czerwone?" Albo: "Tu jest taka sylabka, znajdź taką samą". Łączyliśmy to z rozmową i nie było poczucia, że teraz się czegoś uczą, a teraz się bawią.