Decyzja o umorzeniu śledztwa w sprawie pirata drogowego, który w Warszawie miał jechać ponad 350 kilometrów na godzinę, jest prawidłowa - dowiedział się dziennikarz RMF FM Krzysztof Zasada. Taką opinię wydała warszawska prokuratura okręgowa, która analizowała kontrowersyjną decyzję śledczych z Ochoty kończącą to postępowanie.
Kiedy tylko decyzja o umorzeniu się uprawomocni, materiały trafią z prokuratury do policji, która będzie prowadzić dochodzenie o wykroczenie. Według śledczych, w przypadku tej szaleńczej jazdy doszło jedynie do przekroczenia prędkości, a nie sprowadzenia zagrożenia katastrofą. Zadeklarowali też pomoc policji w tym postępowaniu.
Śledczy argumentują, że nie może być mowy o stworzeniu zagrożenia, bo na drodze, którą jechał samochód, nie było innych pojazdów. Dodatkowo ustalili, że samochód nie poruszał się z prędkością, jaką wskazywał nagrany telefonem prędkościomierz, bo na potrzeby nagrania kierowca zamontował na wskaźniku specjalną nakładkę pokazująca fałszywy odczyt.
Nie da się też ostatecznie potwierdzić prędkości, ale ze wstępnych ustaleń wynika, że nie wynosiła ponad 350 km/h, ale około 200 km/h.
Pod koniec czerwca w sieci pojawiło się nagranie, na którym widać wnętrze samochodu mknącego trasą S-79 w Warszawie.
Kierowca trzyma w ręku telefon, a pasażer rejestruje prędkościomierz wskazujący blisko 400 kilometrów na godzinę.