Okazałe stare drzewa porastające brzeg Bugu były naturalną ozdobą działki kupionej przez mężczyznę, który dostrzegł w tym miejscu potencjał na turystyczną atrakcję. Ale drzewa, bez jego zgody i bez uprzedzenia, zostały wycięte pod budowę elektronicznej zapory na granicy z Białorusią.
Od wielu lat mi się marzyło, żeby to kupić w celach turystyczno-inwestycyjnych - mówi Paweł Miazga, który w podwłodawskim Susznie kupił nieruchomość z ruinami dawnej fabryki krochmalu zbudowanej w 1910 roku. O ile w budynki trzeba będzie włożyć jeszcze sporo pracy, czasu i pieniędzy, o tyle piękny brzeg po prostu już był.
Tu było ładnie zazielenione. Tych drzew naprawdę było sporo, stąd to się już taki lasek zaczynał - opowiada mężczyzna, stojąc przy rozjeżdżonym brzegu ze szczątkami drzew. Teraz to jest kompletnie ogołocone - dodaje.
Drzewa rosnące wzdłuż brzegu wycięto z powodu budowy elektronicznej zapory na granicy z Białorusią. Zamiast zieleni stoją teraz betonowe słupy z kamerami obserwującymi granicę. Urządzenia mają pomóc w powstrzymaniu ludzi próbujących nielegalnie dostać się do Polski.
Pan Paweł nie był o tej wycince uprzedzany. Wszystko się dzieje poza mną. Nie dostałem żadnego dokumentu, żadnej informacji - opowiada właściciel działki, który dowiedział się o wszystkim dopiero wtedy, gdy na swojej nieruchomości zobaczył pracowników firmy budującej elektroniczną zaporę.
Takie wycinki odbywają się nie tylko na tej działce. Ale na włodawskim Rynku nie spotkaliśmy nikogo, kto uważałby, że budowa zapory kosztem zieleni jest złym pomysłem.
Trochę nieładnie wygląda, że po tamtej stronie są drzewa, a po naszej nie ma nic - mówi jedna ze starszych mieszkanek Włodawy. Jednak nie ma wątpliwości, że budowa elektronicznej zapory jest konieczna. Tak. To nie są nasi przyjaciele tam za granicą - wyjaśnia.
Podobnego zdania jest też napotkany na Rynku mężczyzna. To jest zabezpieczenie granicy naszej. U nas jest dużo drzew - przekonuje mieszkaniec, którego zdaniem wycinka jest kosztem koniecznym. Drzewa można zasadzić - zauważa.
Państwo wypłaci odszkodowania tylko części właścicieli przygranicznych terenów, na których stanęły urządzenia cyfrowej zapory. Zgodnie z przepisami państwo musi zapłacić tylko tym, których tereny zostały wywłaszczone, a to tylko jednostkowe przypadki. Zdecydowana większość urządzeń tak zwanej elektronicznej zapory stanęła w pasie drogi granicznej, czyli 15 metrów od granicy, a na tych terenach straż graniczna może działać nawet bez zgody, czy powiadomienia właściciela.
W tym przypadku właściciele byli informowani z wyprzedzeniem nawet kilku miesięcy, że będą na ich terenie prowadzone prace. Jeżeli chodzi o prace poza pasem drogi granicznej, to takie tereny będą wywłaszczane. Będzie wypłacane odszkodowanie - mówił reporterowi RMF FM major Krzysztof Grzech ze straży granicznej.
Łącznie na odcinku prawie 172 kilometrów pojawiło się już 4500 kamer, rozstawionych co 100 metrów, które mogą monitorować granicę także w nocy i przy złej pogodzie. System będzie sam wykrywał próby nielegalnego przekraczania granicy i informować o tym strażników.
Rozpoczęły się testy tego systemu. Planujemy uruchomić monitoring w kwietniu, w jego skład wchodzą zwykłe przemysłowe kamery, ale także kamery termowizyjne, dzięki którym łatwiej możemy wykrywać ruch na granicy - dodaje mjr Grzech.
Od początku tego roku granicę na Bugu próbowało nielegalnie przekroczyć ponad 200 osób. W zeszłym roku takich przypadków było około 530.