To trudna do zdiagnozowania choroba. Nie można jej jednak lekceważyć – zaznaczają lekarze. W zeszłym roku w Polsce wykryto prawie 3 i pół tysiąca przypadków gruźlicy. Jest tematem środowego w cyklu „Twoje Zdrowie”. Małopolski Szpital Chorób Płuc i Rehabilitacji im. Edmunda Wojtyły w Jaroszowcu zajmuje się leczeniem różnych typów gruźlicy. Mówi w rozmowie z RMF FM jego dyrektor Krzysztof Grzesik

Nie panikujmy gdy w naszym otoczeniu znajdzie się ktoś chorujący na gruźlicę płuc. Jeżeli pojawią się u nas niepokojące objawy jak kaszel, stany podgorączkowe czy pocenie się, należy wykonać RTG klatki piersiowej lub inne badania, które zaleci lekarz rodzinny. Jeżeli gruźlica nie jest spowodowana przez prątki wielolekooporne, jest chorobą wyleczalną - mówi pulmonolog dr Anna Prokop-Staszecka. 

"Gruźlica to ogromny problem, o którym w ogóle nie mówimy". Rozmowa z pulmonologiem

Grzegorz Jasiński, dziennikarz RMF FM: (...) To oczywiście nie jest już taki problem jaki był 100 lub 150 lat temu, ale gruźlica nie przestała nas niepokoić.

Dr Anna Prokop-Staszecka, pulmonolog: (...) Gdy są nawet minimalne zmiany w płucach, mogą się - jak to czasem mówimy - "roztańczyć" po tych płucach, jeżeli chory ma spadek odporności, czyli cukrzycę czy inne choroby, my lekarze ze starej szkoły już wszyscy wiemy, jak to się może skończyć. Natomiast już młodzi lekarze nie są do tego niestety przygotowani. Nie mają w ogóle żadnej czujności. Nie wiedzą, może się boją i chowają głowę w piasek. Szkolenia z zakresy tzw. ftyzjatrii, czyli nauki o gruźlicy, powinny być prowadzone, podobnie, jak w przypadku raka płuca, powinno się zwiększyć szkolenie dla lekarzy i pielęgniarek, by zwiększyć czujność.

A z punktu widzenia pacjenta, kto może ewentualnie doszukiwać się u siebie objawów, które mogą wskazywać na gruźlicę, jak to poznać?

Niestety są to objawy tak niecharakterystyczne, jak przy raku, to znaczy kaszel, chudnięcie, stany podgorączkowe i musimy wiedzieć czy się kontaktowaliśmy z chorym na gruźlicę. Pan nie wie na przykład, czy ktoś w redakcji nie ma gruźlicy, bo to jest choroba wstydliwa, więc nikt panu nie powie. W społeczeństwie polskim nawet kiła i choroby weneryczne są bardziej akceptowalne niż gruźlica. To jest dla mnie dalej cały czas ogromną zagadką, dlaczego my tak ogromnie się wstydzimy, boimy gruźlicy i nie przyznajemy się do tego. Każdy nas może być chory na gruźlicę, bo każdy, który się kontaktował może mieć te prątki w swoim organizmie. Uważam że dobrze zrobione zdjęcie to jest podstawa. Dobrze zrobione zdjęcie radiologiczne, dlatego że płuca to jest 90 proc. gruźlicy. 10 proc., 5 proc., w Polsce niestety niżej, to jest gruźlica innych narządów, gruźlica nerek. Gruźlica może dotyczyć każdego narządu - i oka, i węzłów chłonnych, szyjnych. Ja widziałam gruźlicę nerek u matki dwóch lekarzy, którzy jeździli z nią wszędzie, a dopiero, gdy ktoś zrobił cystoskopię, stwierdził, że ma gruźlicę. Widziałam też gruźlicę jelit. Każdy narząd może być objęty gruźlicą, tyle tylko że często i najczęściej jest to gruźlica płuc.

"Proszę nikomu nie mówić, żeby w pracy nie wiedzieli o tym"

(...) Czasami mamy osobę, która wie, że coś się z nią dzieje, wie że coś jest nie tak, ale nie przyznaje się. Dopiero potem mówi "proszę pani, proszę nikomu nie mówić, żeby w zakładzie pracy nie wiedzieli o tym". I to jest problem. Jest tajemnica zawodowa i ja muszę zadbać o to, że pani sobie nie życzy, by ktoś był informowany. Równocześnie wiem, że pani pracowała w zakładzie dwa lata i kontaktowała się z tymi objawami z wieloma ludźmi. I co tu można zrobić? Przecież nie mogę zadzwonić do tego zakładu, bo wszyscy wpadną w panikę, a pacjentka sobie tego nie życzy. Dawniej było tak, że myśmy wysyłali pielęgniarkę środowiskową, która robiła przegląd i trochę się dowiadywała. (...) w tych wypadkach kiedy jest gruźlica wielolekooporna uważam, że powinniśmy absolutnie całe środowisko zbadać.

Jakie są szanse na całkowite wyleczenie w przypadku tej choroby w takiej rzeczywiście opornej postaci?

(...) ciężkie przypadki leczymy czasami lata i niestety śmiertelność jest bardzo wysoka. Ja nie potrafię dokładnie powiedzieć, bo to jest bardzo indywidualne, nie można powiedzieć, że z całą pewnością ktoś umrze, dlatego, że to zależy o odporności indywidualnej. Generalnie rzecz biorąc, ten chory, który już się zaraził tymi prątkami wielolekoopornymi, to na ogół jest osoba, która już ma spadek odporności. Leczenie tych chorych to jest ogromne wyzwanie dla całego środowiska. Proszę brać też pod uwagę, że w tych ośrodkach, w tych szpitalach, oddziałach pracują lekarze i pielęgniarki, które także się mogą zarazić. (...).