Uśmiech i rozmowa z dzieckiem i na jego poziomie. Lekarki z Oddziału Chorób Infekcyjnych Dzieci i Hepatologii Dziecięcej w Krakowskim Szpitalu Specjalistycznym im. św. Jana Pawła II zdradzają kulisy swojej pracy. Podkreślają, że podstawą jest zrozumienie strachu dziecka i zdobycie jego zaufania.
Lekarki podkreślają, że na małego pacjenta nie można patrzeć z góry - trzeba przykucnąć, by spojrzeć mu w oczy.
Musimy zejść do poziomu dziecka nie tylko fizycznie, ale i emocjonalnie. To nie jest mały dorosły, który rozumie, że coś go boli. Trzeba patrzeć, słuchać, czasem odczytać ból z mimiki, płaczu, reakcji na dotyk - mówi lek. Julia Święch-Krupińska.
Trzeba być spokojnym i czujnym, analizować zachowanie dziecka i jego emocje, a także oddzielić reakcję na dolegliwości od stresu związanego z obecnością w szpitalu.
To jest pediatryczny instynkt Sherlocka Holmesa - czujność, obserwacja, dedukcja. Dzieci nie powiedzą wprost, że coś je boli. Ale ich ciało mówi. Rodzice też - bardzo często to oni pierwsi zauważają subtelne zmiany. Naszą rolą jest to usłyszeć - tłumaczy lek. Joanna Lenik.
Zrozumieć trzeba nie tylko pacjenta, ale i jego rodzica - bo z jednej strony, podstawą leczenia jest współpraca dorosłych: omówienie planu leczenia i umówienie się na konkretne działania oraz wymiana spostrzeżeń, a z drugiej - trzeba pamiętać o tym, że diagnostyka, wizyta w poradni czy pobyt na oddziale, to ogromny stres dla mamy i taty.
Rodzic to nasz sprzymierzeniec, ale też ktoś, kto sam potrzebuje pomocy - bo kiedy choruje dziecko, cierpi cała rodzina. Objawy u dziecka są często nieoczywiste. Muszę dać tej rodzinie wsparcie, a jednocześnie być na tyle stanowcza, żeby zbadać wszystkie symptomy, które są konieczne do oceny stanu zdrowia - podkreśla lek. Kinga Tabaszewska.
Lekarki zaznaczają, że takim ich "asem z rękawa", sposobem na to, żeby zjednać sobie małego pacjenta - jest podkreślanie w rozmowie z nim, że same są mamami. Często przytaczają przykłady z życia ich dzieci - najczęściej te zabawne, które wywołują uśmiech, zmniejszają napięcie i powodują, że dziewczynka czy chłopiec czuje się bezpieczniej, bo jest w rękach osoby, która też dba o innego małego człowieka.
Dla matek pracujących w tym zawodzie - to z jednej strony ułatwienie, bo mają praktyczne, codzienne doświadczenie, a z drugiej, dodatkowe emocje - bo przecież same są rodzicami i rozumieją ten stres.
Najbardziej porusza to, że do szpitala trafiają dzieci, które wcale nie musiałyby się tam znaleźć, dzieją się dramaty, których można byłoby uniknąć - dlatego rolą personelu medycznego na oddziałach pediatrycznych jest także uświadamianie rodziców, którym sytuacjom można było zapobiec, żeby nie narażać dziecka na ból i stres związany z leczeniem.
Szczepienia, higiena, edukacja - to nie są slogany. To konkretna ochrona. Przykładem jest ospa - dzieci zaszczepione albo nie chorują wcale, albo przechodzą bardzo łagodnie. A niektórzy wciąż organizują "ospa party", nie zdając sobie sprawy, że ospa może prowadzić do poważnych powikłań: zapalenia płuc, skóry, stawów, a nawet móżdżku - przestrzega lek. Julia Święch-Krupińska.
Edukacja rodziców i dzieci to siła napędowa skutecznej profilaktyki. Świadomi rodzice potrafią szybciej rozpoznać pierwsze objawy infekcji, wiedzą kiedy skontaktować się z lekarzem i jakie działania prewencyjne podjąć w domu, aby uniknąć pobytu swojego dziecka w szpitalu. Dbanie o te wszystkie aspekty, to inwestycja nie tylko w zdrowie maluchów, ale i bezpieczeństwo całego społeczeństwa - dodaje dr n. med. Anny Rzucidło-Hymczak, kierowniczka Oddziału Chorób Infekcyjnych Dzieci i Hepatologii Dziecięcej w Krakowskim Szpitalu Specjalistycznym im. św. Jana Pawła II.
Lekarki podkreślają, że ratunkiem po dyżurze jest codzienność - czas spędzony z dziećmi, spotkania z przyjaciółmi czy realizacja własnych pasji. Trzeba znaleźć balans. Być może lekarkom-matkom łatwiej byłoby w innej specjalizacji - jednak podkreślają, że dzięki tej roli w życiu prywatnym, mogą dać swoim pacjentom i ich bliskim coś więcej, niż samo leczenie.