Wciąż nie mamy pewności, czy zaszczepienie przeciwko Covid-19 daje bezpieczeństwo nie tylko osobie zaszczepionej, ale i tym, z którymi ona się styka. Dlatego nawet po przyjęciu dwóch dawek szczepionki dalej wszystkich będzie obowiązywała ostrożność w kontaktach i nakaz noszenia maseczki. "Na zdrowy rozum niemożliwe jest, aby organizm zareagował w pierwszych sekundach po zaszczepieniu. A to oznacza, że kaszel czy kichnięcie może przenieść wirusa na osoby nieszczepione i zarażać je" - mówi w rozmowie z PAP dr Paweł Grzesiowski, doradca Naczelnej Rady Lekarskiej ds. walki z Covid-19.
Badania wykazały, że opracowana przez naukowców szczepionka jest bezpieczna (m.in. po jej podaniu nie występują ciężkie działania niepożądane), skuteczna (po jej podaniu ludzie nie chorują na Covid-19 z ciężkim przebiegiem), ale wciąż otwarte jest pytanie, czy szczepionka jest w stanie neutralizować wirusa z błony śluzowej jamy ustnej i nosa, uniemożliwiając tym samym jego transmisję.
Na zdrowy rozum niemożliwe jest, aby organizm zareagował w pierwszych sekundach po zaszczepieniu. A to oznacza, że kaszel czy kichnięcie może przenieść wirusa na osoby nieszczepione i zarażać je. Dlatego obecne wytyczne mówią, że osoby zaszczepione nadal muszą nosić maseczki i zachowywać dystans. Nie ma znaku równości między szczepieniem a zawieszeniem działań profilaktycznych. Dotyczy to także zaszczepionego personelu medycznego, ponieważ pielęgniarka czy lekarz, którzy mają kontakt z pacjentem covidowym mogą przenosić wirusa na zasadzie mechanicznej na skórze czy fartuchu - wyjaśnia dr Paweł Grzesiowski, doradca Naczelnej Rady Lekarskiej ds. walki z Covid-19.
Póki co wiemy, że dopuszczone w Unii Europejskiej szczepionki chronią w ok. 95 procentach przed zachorowaniem na pełnoobjawowy Covid-19. Czy także przed samym zakażeniem SARS-CoV-2, które nie daje objawów, będziemy wiedzieć dopiero za jakiś czas.
Oczywiście w badaniach klinicznych obserwowaliśmy zaszczepione osoby i ich rodziny i te badania pozwalają mieć na to nadzieję, ale to wciąż były tylko badania kliniczne, a my potrzebujemy sprawdzić to w życiu - mówi ekspert.
Zdaniem specjalistów dopiero uzyskanie odporności populacyjnej spowoduje, że będzie można zrezygnować z maseczek. Przy czym też trzeba być bardzo ostrożnym, bo już dzisiaj słyszymy o mutacjach, które mogą być mniej wrażliwe na nabytą odporność.
A biorąc pod uwagę, że nie możemy mieć pewności, który wariant wirusa może nas zaatakować, jest za wcześnie, aby uznać, że szczepienie wyeliminuje inne formy ochronne przed wirusem.
Wygląda na to, że czy to poszczepienna czy poinfekcyjna odporność nie da nam na razie pewności i może być tak, że przez pewien czas będziemy musieli utrzymać dotychczasowe zabezpieczenia, czyli częste dezynfekcje, utrzymywanie dystansu, noszenie maseczek - mówi dr Grzesiowski.
Można więc zastanawiać się, po co nam szczepienia, skoro nie dają pewności odnośnie roznoszenia wirusa. Jest przynajmniej jeden ważny powód. Szczepienia chronią nas przed objawowym i ciężkim przebiegiem choroby, podobnie jak szczepienia przeciwko pneumokokom czy rotawirusom. Dzięki nim liczymy na to, że osoba zaszczepiona nie trafi do szpitala i nie umrze z powodu zakażenia. Ale na odpowiedź, czy zaszczepieni będą nadal brali udział w łańcuchu zachorowań, wciąż nie umiemy odpowiedzieć - podsumowuje dr Grzesiowski.
Interdyscyplinarny zespół doradczy ds. Covid-19 przy Prezesie PAN w sprawie szczepionek opracował stanowisko, w którym specjaliści omawiają ryzyko i wyjaśniają dlaczego szczepienie jest jedynym racjonalnym wyborem, dzięki któremu będziemy mogli szybciej wyjść z pandemii. Nie wiemy jeszcze, jak długo utrzyma się silna odpowiedź odpornościowa i czy dwie dawki szczepionki wystarczą na następny rok, czy kilka lat. Jeżeli uzyskana odporność okaże się krótkotrwała, konieczna będzie modyfikacja strategii i podawanie dawek przypominających. Pomimo tych niewiadomych, nie ma wątpliwości, że korzyści wynikające z jej przyjęcia przewyższają ryzyko z nią związane - czytamy w stanowisku ekspertów zespołu PAN.
Źródło: zdrowie.pap.pl