Im bliżej końca wakacji, tym częściej do lekarzy rodzinnych zgłaszają się rodzice małych dzieci z prośbą o zaświadczenie o braku przeciwwskazań zdrowotnych do uczęszczania do żłobka lub przedszkola. Problem nie jest nowy - eksperci Porozumienia Zielonogórskiego wielokrotnie zwracali uwagę na brak podstaw prawnych do takich żądań ze strony placówek opiekuńczych. Jednak w dobie epidemii coraz więcej żłobków i przedszkoli domaga się od rodziców lekarskich zaświadczeń. Lekarze spotykają się nawet z prośbami o wystawienie dokumentu, że dziecko nie ma COVID-19.

To już zupełny absurd, bo przecież zakażenie koronawirusem można potwierdzić jedynie za pomocą testów, a tych lekarze podstawowej opieki zdrowotnej nie wykonują - ocenia ekspert Porozumienia Zielonogórskiego lek. Joanna Szeląg. Nie powinni także wystawiać zaświadczeń bardziej ogólnych, o braku przeciwwskazań zdrowotnych do uczęszczania do żłobka lub przedszkola. Nie ma do tego podstaw prawnych, bo zgodnie z przepisami ustawy o opiece nad dziećmi do przyjęcia malucha do żłobka lub przedszkola wystarczy oświadczenie rodziców, że dziecko jest zdrowe.

Rodzice, zgłaszający się do lekarza po zaświadczenie, powołują się często na statut placówki. Joanna Szeląg podkreśla, że jego zapisy nie mogą zawierać obowiązków innych podmiotów, czyli np. lekarza. Chyba, że przedszkole lub żłobek mają podpisaną stosowną umowę z lekarzem, ale zazwyczaj nie ma takiej sytuacji.

Placówki opiekuńcze chcą w jak największym stopniu zabezpieczyć się przed rozprzestrzenianiem infekcji, ale zaświadczenia lekarskie są złym rozwiązaniem:

Epidemia wciąż trwa, przychodnie POZ robią wszystko, by bezpiecznie funkcjonować i zapewniać opiekę medyczną pacjentom. Ograniczamy osobiste wizyty do niezbędnego minimum. W tej sytuacji wysyłanie rodziców ze zdrowymi dziećmi do lekarza jest nieodpowiedzialne - dodaje lek. Joanna Szeląg.

Źródło: FZPOZ Porozumienie Zielonogórskie / mp.pl