Nawet 50 procent łóżek na oddziałach okulistycznych można zlikwidować, bez straty dla pacjentów. Od kilku lat nie są użytkowane, a generują koszty – uważa prof. Marek Rękas, Krajowy Konsultant z dziedziny Okulistyki. Uwalniając łóżka i organizując odpowiednio sieć ośrodków, zaoszczędzone pieniądze można przesunąć na leczenie np. zaćmy.


Taką redukcję zrobiono już w lubelskiej Klinice Okulistyki Szpitala Klinicznego nr 1 Uniwersytetu Medycznego. Prof. Robert Rejdak, szef kliniki zlikwidował większość łóżek, w ich miejsce tworząc miejsca do oczekiwania dla pacjentów i ambulatoria. Jak mówi, to przede wszystkim zasługa nowoczesnych metod operacyjnych.

Zdecydowaną większość zabiegów, które kiedyś wymagały położenia do szpitala ze względu na możliwość powikłań, czy zakażenia wykonuje się teraz w systemie jednodniowym. Metody są dużo mniej inwazyjne. Jeszcze 10 lat temu soczewki do zaćmy były sztywne, trzeba było wykonywać nacięcie rzędu 10 mm. To powodowało dużo większe ryzyko powikłań. Teraz soczewki są elastyczne, rozwija się je dopiero w oku. Nacięcie sięga ok. 2 mm. Zakres ingerencji chirurgicznej jest znacznie mniejszy. Pacjent ma zakładany opatrunek i może wyjść do domu. Zgłasza się za dzień, czy dwa na kontrolę. Nie ma potrzeby trzymania go w szpitalu, czuje się przez to bardziej komfortowo - mówi prof. Robert Rejdak.

W Stanach Zjednoczonych tylko 5 procent pacjentów okulistycznych wymaga hospitalizacji. W Polsce ten współczynnik jest wyższy, ale zlikwidowanie 50 procent łóżek byłoby dla pacjentów nieodczuwalne- zapewnia prof. Marek Rękas, konsultant krajowy.

Do tego gdyby ośrodki mniejsze, które i tak nie są w stanie operować najtrudniejszych przypadków skupiły się na dwuzmianowym operowaniu np. zaćm, czy wykonywaniu iniekcji do ciała szklistego oka, które są obecnie dwoma najbardziej palącymi problemami okulistyki, można by zrezygnować z całodobowych dyżurów w tych ośrodkach. Teraz i tak przypadki nagłe, bardzo skomplikowane i tak odsyłane są do klinik najbardziej zaawansowanych, które cały czas dyżurują. Przetransportowanie pacjenta z urazem nawet kilkadziesiąt kilometrów do wysokospecjalistycznego ośrodka, który natychmiast zoperuje nie jest problemem - mówi konsultant krajowy.

I jest tańsze od utrzymywania oddziału, który i tak nie udzieli pomocy w sposób kompleksowy.  W tym więc kierunku powinny jego zdaniem pójść oddziały okulistyczne. Pacjent przychodzi rano, ma wykonany zabieg i po kilku godzinach idzie do domu. Tak jest to zorganizowane na całym świecie - mówi prof. Robert Rejdak, szef lubelskiej kliniki okulistyki.

Wiadomo, że są choroby okulistyczne czy zabiegi, które wymagają położenia do szpitala i tego do końca nie wyeliminujemy, ale realia się zmieniły - podkreśla.

Liczba łóżek na części oddziałów okulistycznych jest dokładnie taka sama jak jeszcze 20 lat temu. Jest reliktem PRL. Z tą różnicą, że wtedy były rzeczywiście potrzebne, teraz w większości przypadków stoją puste.

(j.)