Strażacy powoli kończą akcję w Mińsku Mazowieckim, w którym w niedzielę w ogniu stanęła hala zakładów produkujących folię. Firma, w której pojawił się ogień, to duży lokalny pracodawca. Po pożarze pojawiły się pytania, jak będzie wyglądała przyszłość pracowników przedsiębiorstwa.
Pożar w hali firmy Folpak przy ul. Dźwigowej 13 w Mińsku Mazowieckim wybuchł w niedzielę wieczorem. Zapalił się obiekt o wymiarach 80x50 m, w którym produkowane były m.in. opakowania foliowe. We wtorek wczesnym popołudniem strażacy wciąż dogaszali pogorzelisko. Służby sprawdzają też, czy nie ma nowych zarzewi ognia i będą próbowały ustalić przyczyny pożaru.
Zniszczona hala to duży problem dla firmy, która zatrudnia około 200 osób. Po pożarze pojawiły się pytania, jak tragedia wpłynie na ich zatrudnienie. Na szczęście, jak wyjaśnił burmistrz Marcin Jakubowski, hala nie była główną siedzibą przedsiębiorstwa.
Podstawowa siedziba cały czas jest nienaruszona. Znajduje się w niedalekiej odległości od miejsca pożaru - powiedział Jakubowski w rozmowie z reporterem RMF FM.
Burmistrz jest przekonany, że firma będzie odbudowywać swój potencjał. W związku z tym firma będzie potrzebowała pracowników do pracy - podkreślił. Dodał, że w firmie pracuje wiele osób z Mińska Mazowieckiego, ale jest też sporo pracowników zagranicznych.
W niedzielę, w związku z pożarem, straż pożarna apelowała do mieszkańców Mińska Mazowieckiego i okolic o profilaktyczne zamknięcie okien, unikanie przebywania na otwartej przestrzeni w pobliżu miejsca zdarzenia, niezbliżanie się do terenu akcji, umożliwienie swobodnego przejazdu pojazdom ratowniczym oraz ścisłe stosowanie się do komunikatów i poleceń służb.
Burmistrz Mińska Mazowieckiego poinformował, że w najbliższym sąsiedztwie hali czuć zapach spalenizny, ale w dymie nie ma substancji, które mogłyby zagrażać zdrowiu i życiu. Jeżeli czujemy zapach dymu, to lepiej nie otwierać okien, ale w pozostałych częściach miasta jest bardzo przejrzyście. Nie widzę powodu, żeby stosować teraz jakiekolwiek środki zapobiegawcze - dodał.
Podczas briefingu w niedzielę wieczorem zastępca Komendanta Głównego PSP, nadbryg. Józef Galica, mówił, że na miejscu na początku akcji pracowało 60 zastępów straży pożarnej, około 280 ludzi. Podkreślił, że akcja nie była łatwa ze względu na bardzo zniszczoną konstrukcję hali w środku, powyginane elementy metalowe, które bardzo utrudniały dojście do wnętrza hali, a dach hali zapadł się do środka.