Lokatorzy z klatki schodowej w bloku w Tychach, gdzie wczoraj wybuchł gaz, nie wracają na razie do siebie. To decyzja inspektora nadzoru budowlanego. Usuwanie uszkodzeń w niektórych mieszkaniach może tam zająć tygodnie, natomiast w kilku z nich ten czas będzie znacznie dłuższy.

Z domów mieszkańcy mogli zabrać tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Na razie nikt z nich nie może wrócić do siebie.

Konstrukcja budynku jako takiego nie jest na tyle naruszona, żeby on nie nadawał się do użytkowania - mówił w rozmowie z RMF FM Mariusz Węgrzyn, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Tychach.

Ekspert przyznał, że najgorzej wygląda strop nad parterem. Szybciej do mieszkań prawdopodobnie będą mogły wrócić osoby, które mieszkały na wyższych kondygnacjach. Tam trzeba odtworzyć instalacje wewnętrzne i stolarkę - mówił Węgrzyn.

Na razie jednak nikt nie wróci do bloku. Nie ma prądu, wody, kanalizacji, gazu. Otwory okienne są zasłonięte pełnymi płytami - zaznaczył.

W związku z katastrofą prokuratura wszczęła śledztwo. Rozpoczęto już pierwsze przesłuchania. Pod uwagę brany jest zarówno nieszczęśliwy wypadek, jak i ewentualne celowe działanie. Jeden z dowodów w sprawie to m.in. kuchenka gazowa z mieszkania, gdzie była eksplozja. Według wstępnych ustaleń strażaków gaz ulatniał się właśnie z kuchni.

Mężczyzna najciężej ranny, który przebywał w kuchni na parterze, znajdował się kilka-kilkanaście metrów od budynku, na ławeczce - mówił dziennikarzowi RMF FM brygadier Wojciechem Rapka, szef straży pożarnej w Tychach, tłumacząc, że tak wielka była siła eksplozji.

Relacja mieszkanki

Wszystko jest porozwalane, jak to od huku. Bardziej zniszczone są niższe piętra. Jak szłam po schodach, to widziałam, że tam już nie ma nic - mówiła pani Katarzyna, która mieszka na piątym piętrze. Kobieta przed południem mówiła, że ani w urzędzie miasta, ani od administracji budynku na razie nie otrzymała informacji, kiedy będzie możliwy powrót. Dobrze, że wszyscy przeżyliśmy. To jest najważniejsze, a kiedy wrócimy? Miejmy nadzieję, że w ogóle wrócimy - zaznaczyła.

Pracownicy urzędu miasta w Tychach będą się kontaktować z poszkodowanymi. Już teraz można też osobiście zgłaszać się do urzędu m.in. w sprawach pomocy finansowej i lokali zastępczych.

Siedem osób w szpitalach

Silny wybuch, najprawdopodobniej gazu, miał miejsce w Poniedziałek Wielkanocny ok. godz. 9.30 w siedmiokondygnacyjnym bloku z pięcioma klatkami schodowymi, znajdującym się przy tyskiej ul. Darwina. Eksplozja nastąpiła w lokalu na parterze klatki schodowej nr 4. Wezwani strażacy ewakuowali stamtąd ponad 20 osób; mieszkania czasowo opuszczali też lokatorzy z sąsiednich klatek.

Strażacy zakończyli akcję poszukiwawczo-ratowniczą wczesnym popołudniem. To umożliwiło rozpoczęcie wstępnych oględzin zniszczonej części bloku - z udziałem prokuratora oraz biegłych i inspektora nadzoru budowlanego. Chodziło m.in. o ustalenie, czy ewakuowani mieszkańcy mogą - przy asyście strażaków - zabrać z mieszkań najpotrzebniejsze rzeczy.

Po wybuchu do szpitali trafiło ogółem siedem osób: w tym jedna, młody mężczyzna z mieszkania, w którym doszło do wybuchu, w bardzo ciężkim stanie. Po zaopatrzeniu w szpitalu specjalistycznym w Katowicach Ochojcu miał być on nadal leczony w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Pozostali poszkodowani odnieśli rany niezagrażające życiu.

Śląska policja zapewniła, że wraz ze strażakami pilnuje, aby miejsce zdarzenia było zabezpieczone przed przedostaniem się do niego osób postronnych. Policjanci rozpoczęli już w poniedziałek - z udziałem prokuratora - wyjaśnianie przyczyn i okoliczności zdarzenia.

Opracowanie: