Makro Cash and Carry ogłasza dużą restrukturyzację - zamyka cztery hale w Polsce, w tym w Zabrzu i Rybniku. Pracę straci kilkaset osób, a z nieoficjalnych informacji wynika, że zmiany mogą objąć wszystkie placówki sieci. Firma tłumaczy decyzję "olbrzymim wzrostem kosztów pracowniczych". Takich zwolnień w Polsce jest coraz więcej.
- Makro zamyka cztery hale w Polsce, w tym w Zabrzu i Rybniku.
- Pracę straci ok. 400 osób, możliwe dalsze redukcje we wszystkich placówkach.
- Powodem są rosnące koszty pracy, zwłaszcza wzrost płacy minimalnej.
Sieć Makro Cash and Carry, obecna w Polsce od 1994 roku, pod koniec czerwca rozpoczęła proces restrukturyzacji. Zgodnie z oficjalnym komunikatem, do 30 września 2025 roku działalność zakończą cztery hale - w Rybniku, Zabrzu, Toruniu i Słupsku. W wyniku zmian zlikwidowanych zostanie około 400 miejsc pracy. Firma tłumaczy decyzję "optymalizacją procesów oraz sieci operacyjnej".
Jednak - jak informował m.in. portal Wiadomości Handlowe - rzeczywisty zakres zmian może być szerszy i dotknąć wszystkie 29 hal Makro w Polsce, także tych, które nie zostaną zamknięte. Do tych informacji odniósł się dyrektor ds. prawnych i regulacyjnych sieci Michał Skup.
Zmiany w pozostałych halach, innych niż zamykane, polegają na wprowadzeniu optymalizacji procesów w postaci tzw. wielozadaniowości - czyli takiego zakresu obowiązków u pracowników, który pozwoli na realizację różnych zadań oraz pozwoli zapewnić sprawną i wydajną obsługę tam, gdzie w danym momencie jest większe zapotrzebowanie biznesowe. Zdecydowana większość ogłoszonych redukcji dotyczy hal, które kończą działalność handlową. 10 lipca zawarliśmy porozumienie ze związkami zawodowymi dotyczące procesu zwolnień. O szczegółach będziemy mogli informować w kolejnych tygodniach - przekazał w odpowiedzi dla Next Gazeta.pl.
Głównym powodem restrukturyzacji mają być galopujące koszty prowadzenia działalności - przede wszystkim wzrost kosztów pracowniczych.
Mierzymy się, podobnie jak większość firm na rynku, z rosnącymi cenami mediów, ale przede wszystkim olbrzymim wzrostem kosztów pracowniczych, w szczególności wynagrodzenia minimalnego ustalanego przez państwo. W związku z tym musimy dalej zwiększać wydajność biznesu przy mocnej koncentracji na naszej działalności operacyjnej, aby podtrzymać wysoką jakość usług dla naszych klientów - dodał Michał Skup.
To kolejny głos w dyskusji o gwałtownym wzroście płacy minimalnej. Organizacje zrzeszające pracodawców podkreślają, że Polska ma najwyższy na świecie odsetek pracowników otrzymujących minimalne wynagrodzenie - 25 proc. Dla porównania: w Unii Europejskiej to średnio 7 proc., a w USA tylko 1 proc.
Zdaniem przedsiębiorców, zbyt szybki wzrost minimalnej pensji skutkuje nie tylko inflacją, ale też utrudnia zatrudnianie osób o niższych kwalifikacjach, ogranicza możliwość premiowania bardziej zaangażowanych pracowników i uderza w małe firmy, rzemiosło czy rodzinne biznesy. Pojawiają się też obawy o ograniczenie inwestycji.
Makro to niejedyna sieć handlowa, która tnie zatrudnienie. W grupie Eurocash (marki takie jak Delikatesy Centrum, Lewiatan czy Mila) redukcje mają objąć ponad 1100 pracowników, a zamkniętych zostanie kilkadziesiąt sklepów. Zmiany organizacyjne i zwolnienia zapowiedziała także Castorama Polska.
W hipermarketach Carrefour w Warszawie i Bydgoszczy pracę straciło około 200 osób, w firmie Black Red White - 421, a w Avon - 170. Pracodawcy jako główne powody wskazują nie tylko wzrost wynagrodzeń i cen energii, ale też wysoką inflację, presję kosztową i niepewność gospodarczą.
Według danych z wojewódzkich urzędów pracy, tylko w maju 2025 roku pracę w Polsce straciło ponad 1200 osób. Redukcje dotyczą nie tylko handlu, ale także przemysłu, branży IT czy sektora finansowego i administracyjnego. Najwięcej zwolnień dotyczyło województw: małopolskiego, lubelskiego i mazowieckiego.
Mimo to Polska nadal utrzymuje się w europejskiej czołówce pod względem niskiej stopy bezrobocia. Według GUS, w czerwcu 2025 roku wyniosła ona 5,1 proc., a według danych Eurostatu za maj - 3,3 proc. (inne metody wyliczania).
Obecnie trwają konsultacje w sprawie płacy minimalnej na 2026 rok. Pracodawcy postulują, by podwyżka nie przekroczyła 50 zł, związki zawodowe żądają co najmniej 349 zł, a rząd proponuje wzrost o 140 zł. Porozumienia wciąż nie osiągnięto.
Podczas ostatniego posiedzenia Rady Dialogu Społecznego, związki zawodowe krytykowały rządową propozycję podwyżki o 3 proc. (140 zł), nazywając ją jedynie wyrównaniem inflacyjnym, które nie rekompensuje utraty siły nabywczej z ostatnich lat. Sławomir Broniarz z OPZZ podkreślił, że zaproponowany wzrost oznacza regres, bo relacja płacy minimalnej do przeciętnego wynagrodzenia spadnie, i zażądał podwyżek w sektorze publicznym na poziomie 12 proc. Związki zapowiadają dalsze protesty, jeśli rząd nie podejmie prawdziwego dialogu.
W ciągu ostatnich 10 lat minimalna pensja wzrosła o ponad 166 proc. - z 1750 zł w 2015 roku do 4666 zł w 2025 roku. Porównując do 2005 roku, kiedy wynosiła 849 zł, skala wzrostu sięga aż 449 proc. Eksperci wyliczają, że 1000 zł z 2005 roku ma dziś wartość około 1972 zł. Oznacza to, że podwyżki minimalnej płacy zdecydowanie przewyższyły inflację, co z jednej strony generuje wyższe koszty dla firm, a z drugiej zwiększa możliwości zakupowe konsumentów.