Referendum w Nysie (woj. opolskie) jest nieważne. Burmistrz Kordian Kolbiarz zostaje na stanowisku. W niedzielę do urn poszło za mało osób. Jak ustaliła reporterka RMF FM, w niektórych obwodach frekwencja wynosiła niecałe 12 proc.
Referendum ws. odwołania burmistrza było inicjatywą mieszkańców, którzy uważają, że podczas powodzi burmistrz nie ostrzegł w porę ludności, a sam uciekł w bezpieczne miejsce.
Aby głosowanie było wiążące, w referendum musiało wziąć udział co najmniej 12 tysięcy mieszkańców.
Do sprawy niedzielnego referendum odniósł się już sam burmistrz, dziękując na Facebooku za wsparcie.
15 września wielka woda zalała ulice Nysy, wdarła się do domów, na gospodarstwa rolne i do szpitala powiatowego. Nieprzejezdne były oba mosty, a miasto - jak dziś wspominają poszkodowani - zostało "odcięte od świata". Według naszych rozmówców skala zniszczeń i strat byłaby dużo mniejsza, gdyby burmistrz odpowiednio reagował na zbliżającą się katastrofę.
Przecież wiedział, co stało się w Czechach, widział, jak poziom wody rośnie, jak pada deszcz. Mimo to zapewniał nas, że jest bezpiecznie, że nic nam nie grozi, że wszystko jest pod kontrolą. Żyliśmy w jakimś Matrixie. A za chwilę się okazało, że trzeba ewakuować pacjentów szpitala na noszach, brodząc po pas w wodzie, trzeba uruchamiać śmigłowce, żeby ratować chorych. To jest skandal. Niektórych woda zaskoczyła w nocy w domach - opowiadał RMF FM Artur Kurowski, który mieszka w Nysie od urodzenia.
Burmistrz nie czuje się winny. Jak wyjaśniał w rozmowie z reporterką RMF FM - Martyną Czerwińską, opierał się na oficjalnych komunikatach, a te w czasie powodzi dynamicznie się zmieniały. Kolejne komunikaty były innej treści i też je udostępniłem. Niestety, tak to musiało wyglądać. Działaliśmy w czasie kryzysu. Każda minuta zmienia sytuację. Nie mam sobie nic do zarzucenia - tłumaczył Kordian Kolbiarz.
Całą sprawę sporu pomiędzy włodarzem Nysy a mieszkańcami opisaliśmy w artykule poniżej.