50 tys. zł nagrody chcą wyznaczyć internauci za informacje o osobie, która przyczyniła się do śmierci sokoła ze słynnego gniazda na kominie lubelskiej elektrociepłowni na Wrotkowie. Zebrali już ponad połowę tej kwoty. Ptak najprawdopodobniej został otruty.
Osłabionego ptaka znaleziono w piątek niedaleko komina. Samiec trafił pod opiekę ornitologów, ale nie udało się go uratować.
Trzyletni Czart (tak miał na imię) osierocił trójkę piskląt, które teraz wychowuje samodzielnie samica. Czy sobie poradzi? Miejmy nadzieję - odpowiada Sylwester Aftyka, ornitolog opiekujący się lubelskim gniazdem sokołów.
Młode są już na tyle podrośnięte, a temperatura na tyle wysoka, że samica Wrotka powinna podołać obowiązkom w pojedynkę. Na razie jej się to udaje, co można oglądać na żywo dzięki internetowej transmisji z gniazda.
Transmisję znajdziesz tutaj>>>>
Ornitolodzy są niemal pewni, że ptak został celowo otruty. Nie była to pierwsza taka tragedia w lubelskiej rodzinie sokołów.
10-letnia obecnie samica Wrotka sama uległa zatruciu pięć lat temu, gdy spożyła gołębia, którego pióra spryskane były substancją używaną niegdyś jako środek owadobójczy, a dziś nielegalnie używaną przez niektórych hodowców gołębi do zwalczania drapieżników, choćby takich jak sokoły. Wtedy padły dwa z pięciu piskląt.
Trzy lata temu zatruło się jedno, a ich ojciec - poprzedni partner Wrotki - zaginął. Po jego zniknięciu samica związała się z jednym ze swoich synów. To jego znaleziono pod kominem. Martwy ptak trafił do zamrażarki, w przyszłym tygodniu ma być poddany badaniom, które mogą dać ostateczną odpowiedź na pytanie o przyczyny jego śmierci.
Na razie nie wiadomo, czy wśród piskląt jest samiec. To będzie wiadomo przy ich obrączkowaniu, czyli za około dwa tygodnie. O ile przeżyją - zastrzega Sylwester Aftyka.
Tymczasem internauci zbierają pieniądze na nagrodę dla osoby, która przekaże informacje o kimś, kto mógł przyczynić się do śmierci ptaka. Zamierzają zebrać 50 tys. zł. Do godziny 13 na koncie zbiorki było ponad 27 tys. zł.
W tym roku historia sokolej rodziny z lubelskiego komina pełna jest, jak nigdy, dramatycznych zwrotów akcji. Niedawno, tuż przed terminem wyklucia się piskląt, samica Wrotka zaginęła. Samiec, który dzielnie pilnował jaj, nie byłby w stanie samodzielnie ich wysiedzieć, sam się wyżywić i wykarmić piskląt na początku ich życia, dlatego jaja ewakuowano w inkubatorze do Nadleśnictwa Garwolin.
Ornitolodzy tłumaczą, że ewakuacja jaj była konieczna, bo kilkugodzinna nieobecność samca, spowodowana chociażby polowaniem, skutkowałaby obumarciem zarodków. W Garwolinie wykluły się trzy pisklęta (czwarte jajo było niezalężone). W międzyczasie gniazdem zainteresowała się inna samica, zidentyfikowana jako Ziuta, która wykluła się w 2022 r. w gnieździe na kominie warszawskiej ciepłowni Kawęczyn.
Samiec po pewnym czasie przestał przepędzać nową samicę, a wtedy, po trzydniowej nieobecności, do gniazda powróciła Wrotka. Aby sprawdzić, czy samica obroni gniazdo i podejmie opiekę nad potomstwem, ornitolodzy podłożyli do gniazda "zastępcze" jaja. W tę rolę wcieliły się cztery kurze jaja ugotowane na twardo i pofarbowane wywarem z łusek cebuli, aby bardziej przypominały sokole.
Eksperyment się udał. Wrotka dzielnie wysiadywała jaja na twardo, Czart donosił jej pożywienie, więc opiekunowie lubelskich sokołów podłożyli do ich gniazda pisklęta przywiezione z powrotem z Garwolina. A kiedy już obserwatorzy ptaków uwierzyli, że to historia z happy endem, z życiem pożegnał się Czart.