Administracja Stanów Zjednoczonych w środę ogłosiła, że od 2 kwietnia wzrosną do 25 proc. cła, na wszystkie importowane samochody osobowe oraz lekkie ciężarówki. Decyzja ta ma sprawić, że m.in europejskie firmy zwiększą produkcję aut w USA i przeniosą tam swoje zakłady. "Branża europejska i światowa, jest niebywale ze sobą powiązana i bardzo zglobalizowana, więc będzie to po prostu kłopot, dla nas też" - mówi w rozmowie z Michałem Zielińskim na antenie radia RMF24 Jakub Faryś, Prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego.

"Prezydent mało czym się przejmuje"

Donald Trump stwierdził, że cła obejmą wszystkie samochody, sprowadzane do Stanów Zjednoczonych. Chyba nie wiedział, że 25 proc. pojazdów, czyli 4 miliony, to są samochody, które produkowane są w Unii Celnej, czyli w krajach, do których między innymi należy Meksyk i Kanadazauważa Faryś, zwracając uwagę, że amerykańscy producenci w dużej skali właśnie tam produkują swoje pojazdy.

Prowadzący Michał Zieliński uznał, że Biały Dom nie przejmuje się poniesionymi stratami producentów. Mają oni po prostu tworzyć samochody na terenie Stanów Zjednoczonych.

Myślę, że pan prezydent w ogóle mało czym się przejmuje. Faktem jest, że 4 miliony pojazdów to są te, które trafiają głównie z Europy, Japonii czy Korei. Z Europy trafia mniej więcej milion. Nieco więcej trafia z Japonii i Korei - komentuje ekspert, dodając, że faktycznie jest próba zmuszenia czołowych marek do przeniesienia swoich zakładów do USA.

"Przemysł motoryzacyjny jest częścią układanki"

Donald Trump uważa, że bilans handlowy, pomiędzy Europą, a Stanami Zjednoczonymi, jest dla USA niekorzystny. Jeżeli popatrzymy tylko na towary, to zgoda, Europa ma większy udział. Natomiast jeżeli popatrzymy na towary i usługi, to to jest prawie zrównoważone. No i częścią tej układanki jest przemysł motoryzacyjny - wyjaśnia ekspert.

My produkujemy bardzo dużo w Europie, ale też my, Europejczycy produkujemy w Stanach. I odwrotnie, bo Trump zapomina, że amerykańskie firmy produkujące zarówno pojazdy, jak i części, są obecne w Europie. Czyli krótko mówiąc, amerykański biznes zarabia. Ale fakt, nie jest to wytwarzane rękami amerykańskich pracowników, tylko europejskich - mówi, dodając, że zyski i tak przechodzą do Stanów Zjednoczonych.

"Więcej szkód niż pożytku"

My jako branża motoryzacyjna bardzo chcielibyśmy, żeby tych ceł nie było, żeby był faktycznie swobodny przepływ towarów, bo branża motoryzacyjna jest bardzo specyficzna, bardzo zglobalizowana - tłumaczy Prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego.

Tego typu ochrona rynku (krajowego) w gruncie rzeczy przynosi więcej szkód niż pożytku, przede wszystkim dla konsumentów. Jeżeli zdrożeją samochody, które są produkowane poza Stanami Zjednoczonymi, to część klientów, którzy do tej pory je wybierali, albo wybiorą faktycznie te amerykańskie, albo zrezygnują z zakupu. W każdym razie na pewno nie będzie to odbywało się z pożytkiem dla konsumenta - stwierdza.

Jedna z europejskich firm wyliczyła, że na skutek wprowadzenia ceł, straci mniej więcej miliard euro. Dlatego, że wysyła samochody produkowane w Europie do Stanów, ale także wysyła samochody, które są produkowane w Stanach Zjednoczonych przez tę europejską firmę do Europy. Te samochody będą obłożone 25 proc. cłem w Europie, na zasadach retorsji, w związku z czym będzie już zupełnie kuriozalna sytuacja - europejska firma produkująca w USA markę europejską, sprzedająca na europejskim rynku, będzie musiała uiścić 25 proc. cło w Europie - wyjaśnia Faryś.

Straty dla Polski

Polska nie jest znaczącym źródłem importowanych gotowych samochodów, lecz eksportuje dużą ilość części i akcesoriów, których wartość w 2024 r. wyniosła 311 mln dolarów.

Jeżeli chodzi o gotowe produkty, to my właściwie nie wysyłamy nic. Wysyłamy bardzo małą ilość pojazdów do Stanów Zjednoczonych, natomiast wiele zakładów produkujących części w Polsce, wysyła te podzespoły do Stanów, bądź do innych krajów, w tym do Niemiec, w których produkowane są samochody, które następnie trafiają do Stanów Zjednoczonych. Czyli niejako w drugim szeregu, ale rykoszetem też dostaniemy - informuje ekspert.

To, co zostanie dołożone przez prezydenta USA, spowoduje jeszcze gorszą kondycję europejskiej branży motoryzacyjnej. Branża europejska i światowa, jest niebywale ze sobą powiązana i bardzo zglobalizowana, więc będzie to po prostu kłopot, dla nas też - stwierdza Prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego.

Skutkiem dodatkowych kosztów, może być pogorszenie kondycji zatrudnienia oraz sytuacji ekonomiczno-finansowej.

Sprawa nie wygląda równie ciekawie na Słowacji, gdzie duża część ich gospodarki opiera się na przemyśle motoryzacyjnym.

W pewnym momencie mniej więcej 40 proc. gospodarki było uzależnione pośrednio lub bezpośrednio od branży motoryzacyjnej. Gdybym w tej chwili był premierem Słowacji, to pewnie miałbym bardzo poważny kłopot i to nie byłby najlepszy dzień w moim życiu - mówi na antenie internetowego radia RMF24, Jakub Faryś, Prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego.

Opracowanie: Julia Domagała



Opracowanie: