Resort zdrowia chce uchylenia wyroku korzystnego dla ciężko chorej 13-latki. Nie zgadza się z sądem, który uznał, że odmowa refundacji leku - dzięki któremu dziecko zaczęło normalnie żyć - jest niezgodna z prawem. Chodzi o cierpiącą na zespoły autozapalne Olę spod Bytowa na Pomorzu.
Prawie każdy atak choroby może skutkować obrzękiem mózgu. Ataki ustały jednak po rozpoczęciu eksperymentalnej terapii. Miesięczna kuracja Kineretem kosztuje rodziców Oli około 20 tysięcy złotych. Przynosi jednak nadzwyczaj dobre efekty. Dziś potwierdziły to kolejne badania wykonane w strajkującym Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Ola, która przed terapią połowę życia spędziła w szpitalach, odkąd przyjmuje lek, zaczęła normalnie funkcjonować. Wróciła nawet do szkoły. W tym roku skończy 13 lat. Choć jej mama od kilkunastu miesięcy walczy o refundację leku, który dał tak dobre efekty, to nie może być pewna o przyszłość swojego dziecka. Choć Wojewódzki Sąd Administracyjny stwierdził jednoznacznie, że odmowa refundacji jest bezprawna, to resort zdrowia nie złożył broni. Nie pierwszy raz zresztą wniósł skargę kasacyjną dotyczącą tego leku. Poprzednio przegrał. Tym razem też przegra - zapewnia w rozmowie z Kubą Kaługą adwokat Piotr Bartecki, który nieodpłatnie reprezentuje Olę i jej mamę przed sądami.
Kuba Kaługa: Ta skarga kasacyjna to duże zaskoczenie? Dla Oli, jej mamy? Dla pana osobiście?
Piotr Bartecki: Szczerze powiedziawszy jest to pewnego rodzaju zaskoczenie. Do ostatniego dnia informacja z Ministerstwa Zdrowia była taka, że rozpatrują zasadność wniesienia skargi. Nawet jedna ze stacji telewizyjnych 17 maja dostała informację, że dalej rozpatrywana jest możliwość wniesienia skargi. Natomiast dotarło do nas pismo datowane na 18 maja. Szczerze powiedziawszy skarga kasacyjna to jest poważne pismo procesowe. W jeden dzień takiego pisma się nie sporządza. Średnio przygotowanie takiej skargi trwa około dwóch tygodni.
Sugeruje Pan, że Ministerstwo Zdrowia prowadziło dwutorową komunikację? Trochę zwodziło Olę i jej mamę?
Stwierdzenie "trochę zwodziło" jest bardzo liberalne. W mojej ocenie zdecydowanie zwodziło! I zdecydowanie nie przekazywało prawdziwych informacji. Nie chodzi o to, że skarga kasacyjna została wywiedziona i wniesiona do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Chodzi tutaj o prawdomówność i powiedzenie w twarz - choremu dziecku - że będziemy walczyli do końca i uważamy, że Tobie refundacja nie jest zasadnie przyznana przez sąd. Można było od razu powiedzieć, że "będziemy wnosili skargę kasacyjną". Wtedy podejrzewam, ani Ola, ani jej rodzice, ani również ja, nie żylibyśmy w niepewności. W takim oczekiwaniu, że może coś się stanie, że Minister Zdrowia spojrzy na tę sprawę w inny sposób. I przychyli się nie tylko do argumentów, które przeze mnie były podnoszone, ale również do tych, na które w uzasadnieniu wskazał Wojewódzki Sąd Administracyjny.
A na co wskazał sąd?
Przypomnę, że brak refundacji został uznany nie tylko za niezgodny z przepisami ustaw, ustawy o refundacji, ale też z fundamentalnymi zasadami konstytucji. Już w większy sposób nie można było naruszyć prawa! To zostało wskazane w uzasadnieniu i było jednak podstawą do takiego myślenia, że Minister Zdrowia nie wniesie tej skargi kasacyjnej.
Okazało się inaczej. Na jakie argumenty powołują się prawnicy ministerstwa?
To argumenty natury bardzo ogólnej. Na pewno będą uznane za bezzasadne. Pełnomocnik Ministerstwa Zdrowia zarzuca Wojewódzkiemu Sądowi Administracyjnemu w Warszawie łamanie przepisów ustawy o refundacji leków. Tu w żaden sposób nie mogło dojść do przedmiotowych naruszeń. Wręcz przeciwnie. To Ministerstwo Zdrowia złamało zarówno ustawowe, jak i fundamentalne zasady konstytucyjne na etapie wydawania decyzji o braku refundacji dla małej Oli.
Czego dokładnie chce teraz Ministerstwo? Jakie mogą być efekty skargi?
Minister żąda uchylenia wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Taka teoretyczna możliwość faktycznie jest. Jednak patrząc na wcześniejsze orzecznictwo Naczelnego Sądu Administracyjnego i na uzasadnienie wyroku niższej instancji, trzeba uznać, że te wyroki są bardzo mocne. Wskazują na naruszenie tak fundamentalnych zasad konstytucyjnych, że ciężko sobie wyobrazić uchylenie takiego wyroku. Natomiast niekorzystną rzeczą jest, że skarga w sposób znaczący przedłuży ewentualną możliwość uzyskania tej refundacji.
Jedna taka skarga kasacyjna Ministerstwa Zdrowia, w podobnej sprawie - w przypadku innego dziecko - już została odrzucona, ale wyroku wciąż nie wykonano.
Tak. W odpowiedzi na skargę wskazaliśmy również tę sprawę. W identycznej, w analogicznej sprawie NSA już się wypowiedział uznając skargę Ministra Zdrowia w tamtym przypadku za bezzasadną.
A jak szybko teraz NSA mógłby się zebrać i zająć tą sprawą?
Z prawa nie wynika żaden termin. Praktyka i doświadczenie wskazuje na to, że to jest około 1,5 roku. Natomiast będziemy też wnosili pisemną prośbę do prezesa NSA, aby ten termin - w miarę możliwości - został przyspieszony. Rodzice Oli nie mają pieniędzy na to, aby dalej finansować leczenie córki. Oni wciąż się zapożyczają, korzystają z pomocy osób trzecich, fundacji, stowarzyszeń. Żyją w wielkim stanie niepewności.
Czy zawsze to jest tak, że strona przegrana ponosi koszty procesu? Czy na przykład Ministerstwo Zdrowia mogłoby wnieść skargę kasacyjną, ale przy okazji nie prosić sądu o obciążanie kosztami rodziców Oli?
Oczywiście wnioskowanie o koszty sądowe, w tym również koszty zastępstwa procesowego, jest opcjonalne. Czyli strona może wnieść taki wniosek, ale nie musi. W tym przypadku Minister Zdrowia nie pozostawił złudzeń rodzicom Oli. W skardze skierował również wniosek, aby w przypadku ewentualnej wygranej, sąd zasądził na rzecz Ministra Zdrowia koszty sądowe.
Jakie to mogą być kwoty?
Nie umiem na dzień dzisiejszy powiedzieć. Wynika to z wielu przepisów i z wielu podstaw faktycznych. To bywają różne kwoty. Tu nie chodzi jednak o konkretne pieniądze. Chodzi o sam fakt, że w stosunku do chorego dziecka i jego mamy, która walczy o refundację jedynego możliwego leczenia, składanie takiego wniosku, jest co najmniej... zastanawiające.
(mal)