Oto historie, których głównymi bohaterami są dzieci z zaburzeniem ADHD i ich rodzice: pierwsza z nich to historia 9-letniego Mateusza, u którego ADHD zdiagnozowano dzięki szkolnej bibliotekarce. Druga to historia dziecka z ADHD, które było kilkakrotnie adoptowane i kilkakrotnie wracało do domu dziecka, bo kolejni nowi "rodzice" mieli z nim tak dużo trudności, że w końcu rezygnowali z opieki.
Mateusz już w pierwszej klasie podstawówki musiał dwukrotnie zmieniać szkołę! Wcześniej chłopiec musiał zmieniać przedszkole, do którego chodził. Powód był prosty: buntowali się rodzice innych dzieci. Nauczyciele w tajemnicy zwoływali zebrania, na których omawiano problemy Mateusza. Przez wiele miesięcy zastanawiali się, jak pozbyć się chłopca ze szkoły - wspomina w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Michałem Dobrołowiczem Ilona Lelito, prezes Polskiego Towarzystwa ADHD. Chłopiec był agresywny, zachowywał się niewłaściwie. Nikomu nie przyszło do głowy, żeby zdiagnozować go w kierunku ADHD. Jego rodzice wspominają to jako prawdziwą traumę! Z trudem przetrwali ten okres jako rodzina. Obserwowałam, jak oskarżali się nawzajem z mężem: jak to jest możliwe, że wszyscy potrafią wychować swoje dziecko, a oni nie potrafią tego zrobić - wspomina Ilona Lelito.
Osobą, dzięki której udało się pomóc Mateuszowi była... szkolna bibliotekarka! Dopiero ona zauważyła, że trzeba go zdiagnozować w kierunku ADHD. To ona dała dziecku spokój i azyl. Mateusz chodził potem na przerwach do szkolnej biblioteki, tam spędzał większość czasu i dzięki temu uniknął wielu kłopotów i jakoś udało mu się skończyć szkołę - mówi Ilona Lelito. Z powodu ADHD często rozpadają się rodziny! Rodzice nawzajem się oskarżają. Mówią do siebie "Ty za dużo krzyczysz!", "Ty za mało wymagasz!". W przypadku dzieci z ADHD powodów do takich obwiniań jest mnóstwo, po kilka w ciągu dnia - dodaje. Do tego dochodzi problem z tym, żeby nauczyciele odpowiednio traktowali dzieci z takim problemem, nie dziwili się ich zachowaniu, mieli większy poziom tolerancji wobec nich - mówi doktor Tomasz Srebrnicki z Kliniki Psychiatrii Wieku Rozwojowego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
W polskim systemie prawnym dziecko z adopcji można zwrócić tak jak oddaje się psa do schroniska - mówi profesor Tomasz Wolańczyk z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Znam historię dziecka, które wrócił do domu dziecka z czterech adopcji z opinią, że jest diabłem wcielonym. Jedna z rodzin woziła go na egzorcyzmy. Gdy do nas, lekarzy zgłosił się dom dziecka postawiliśmy diagnozę i zaczęliśmy go leczyć. Dziecko trafiło ostatecznie do polskiej rodziny mieszkającej w Kanadzie, tam dostał asystenta-nauczyciela i pomoc, skończył szkołę i potem Akademię Sztuk Pięknych, dziś funkcjonuje znakomicie jako projektant przemysłowy - dodaje profesor Wolańczyk. Nie mam pojęcia, czy wciąż ma ADHD. Ale jako lekarza już mnie to nie interesuje. Jeśli on pracuje, zarabia na życie, ma rodzinę i przyjaciół, to czy on ma ADHD czy nie, nie jest już dla mnie istotne - przyznaje.
Kolejna historia dziecka z ADHD to historia kilkuletniej dziewczynki z ADHD, która z domu dziecka trafiła do adopcji. Trafiła do sensownej, ciepłej, spokojnej rodziny - wspomina profesor Wolańczyk. Była leczona farmakologicznie, a do tego miała dysleksję. I obłożona tymi wszystkimi ograniczeniami jednak zdawała z klasy do klasy. Naszym zdaniem, czyli zdaniem lekarzy jak na trudności, które spotykała, funkcjonowała świetnie. Wszystko zmieniło się w gimnazjum: wtedy poszło to w kierunku zaburzeń zachowania i alkoholu, papierosów. Lekarze nie zauważyli, że my nią orzemy jak parą wołów, a ona w nagrodę ma tylko ocenę dostateczną w dzienniku. Z naszej perspektywy to jest sukces. A z jej - ona przez całą podstawówkę odrabia lekcje od 16.00 do 21.00, a i tak ma tylko trójki - dodaje profesor. Kluczowe w terapii ADHD może być to, żeby starać się nie tylko wyrównywać do tych przysłowiowych trójek w szkole. Tylko żeby zadbać o to, żeby dziecko miało poczucie, że ma sukces, że ma "moment wow", że jest fantastyczne - radzi profesor Tomasz Wolańczyk.