"Latanie samolotem to dla mnie koszmar" - przyznaje w rozmowie z RMF FM pani Joanna, która zmaga się z awiofobią. To nazwa, która określa uporczywy lęk przed lataniem. O fobiach i o tym, jak sobie z nimi poradzić, mówimy w tym tygodniu w cyklu Twoje Zdrowie.
Cała historia rozpoczyna się kilka dni przed wylotem. Wtedy pojawiają się pierwsze sygnały pokazujące, że mój organizm się stresuje. Muszę latać po zażyciu leków. Mimo środków uspokajających, najgorszym momentami są dla mnie start i lądowanie, wtedy najbardziej się stresuję. Dochodzi do tego, że nie panuje nad sobą, zdarzało mi się płakać w samolocie. Ta maszyna to dla mnie "puszka śmierci". Takie myślenie dopada mnie i nie trafiają do mnie żadne argumenty - opisuje w rozmowie z reporterem RMF FM Joanna.
Tak na mnie działa cały samolot. Patrzę na niego, jak na maszynę, która przyniesie mi śmierć. Co ciekawe, kiedyś latanie sprawiało mi przyjemność. Po obejrzeniu serialu o katastrofach wszystko się zmieniło, zaczęłam panicznie bać się latania. Głęboko wierzę, że jeszcze przyjdzie przemiana i znów będę mogła się tym cieszyć - dodaje.
SPRAWDŹ: Nie bagatelizuj strachu - to może być fobia
Ostatnio miałam dwie podróże samolotem. Każda z nich trwała sześć godzin. Było to dla mnie traumatyczne przeżycie. Walczę z tym. Przecież nie może być tak, że będę siedziała w Polsce, bo świat jest na to zbyt piękny. Gdy opisałam swoje objawy lekarzowi, doradził, abym brała leki nawet kilka dni przed podróżą samolotem - podkreśla Joanna.
Kolejna historia dotyczy hemofobii, czyli uporczywego lęku przed widokiem i pobieraniem krwi. Z taką fobią zmaga się Antonina. To nawet nie strach przed igłą, ale przed żyłami. Widok żył, nawet u kogoś innego, jest dla mnie ciężki, staram się odwracać wzrok. Kilka dni przed pobieraniem krwi myślę o tym, martwię się. Bierze się to stąd, że jako dziecko, gdy miałam trzy lata, i musiałam mieć pobraną krew, wyrywałam się pielęgniarkom. Cały proces pobierania trwał nawet dwie godziny, panie pielęgniarki miały całe fartuchy w mojej krwi, tak opowiadała mi o tym moja mama. Wydaje mi się, że jest to uwarunkowane pokoleniowo. Podobny problem ma moja mama i mój dziadek. To wrażliwość na krew i na widok żył. Szczepionka nie jest dla mnie problemem, problem to samo pobieranie krwi - opisuje Antonina.
ZOBACZ: Jakie mogą być przyczyny zaburzeń snu?
Największy problem to dla mnie wenflon po operacji. Na badanie krwi zawsze staram się iść z kimś, do pielęgniarki, którą znam, której ufam i wiem, że jest delikatna. Dostaję ataku płaczu, który trwa około minuty. Latami pracowałam nad tym, żeby tę fobię pokonać. Rok temu poszłam pierwszy raz sama na pobieranie krwi. Pani pielęgniarka zostawiła mi igłę w ręce. Zemdlałam i fobia wróciła - wspomina.
W czasie pobierania krwi trzeba mnie zagadywać, staram się odpowiadać na pytania, zajmować czymś głowę. Najgorszy jest dla mnie widok żyły i widok krwi pobieranej z tej żyły. Same żyły są dla mnie tak delikatnym tworem, że boję się ich uszkodzenia - opisuje.
Trzecia sytuacja dotyczy Dominiki, która zmaga się z mizofonią nazywaną też fonofobią, czyli nadwrażliwością na niektóre dźwięki, na przykład chrupanie jabłka. Gdy oglądam telewizję albo jestem w kinie i mamy moment bez dźwięku, i ktoś wyciąga chipsy albo chrupiące rzeczy, te dźwięki powodują we mnie napływ negatywnych emocji. Automatycznie robię się zła. Nie potrafię nad tym zapanować. Albo muszę podgłośnić dźwięk, albo wyjść z pomieszczenia. Próbowałam z tym walczyć, mówiłam: "Słuchaj, to jest tylko jabłko", dla mnie to nie jest tylko chrupanie, tego dźwięku jest za dużo w tym dźwięku. Robię się czerwona. Moi znajomi wiedzą, że takie rzeczy jak chrupanie jabłka odpadają - opisuje Dominika.
Kiedyś zdarzyło mi się wyjść z kina przez chrupanie, które słyszałam dookoła - wspomina Dominika. Mam tę fobię od kiedy pamiętam, ale nie zawsze myślałam o tym w formie fobii. Od kilku lat zauważyłam, że jest coś takiego. Nie utrudnia mi to bardzo życia. Ale dla moich bliskich albo dla osób, które dopiero mnie poznają, jest to przynajmniej dość dziwne - zaznacza.