Lekarze z Krakowa po raz pierwszy w kraju zdiagnozowali wrodzony obrzęk naczynioruchowy. To bardzo rzadka, ale i podstępna choroba. Często mylona z alergią. Pacjenci, którzy na nią cierpią, na co dzień funkcjonują zupełnie zwyczajnie. Aż do momentu, gdy jakaś część ich ciała zacznie gwałtownie puchnąć. Brak odpowiedniego leczenia zagraża ich życiu.
Miałam spuchniętą część twarzy. Wyglądało to makabrycznie. Na początku lekarze nie wiedzieli, jak mi pomóc - mówi kobieta cierpiąca na wrodzony obrzęk naczynioruchowy. Dopiero szczegółowa analiza krwi kobiety wykazała, że brakuje w niej jednego z białek, co prowadzi do powstawania obrzęków. Choroba bardzo utrudnia życie. Często nie mogę wykonać najprostszych czynności: jak umycie zębów czy założenie skarpetki - dodaje jeden z pacjentów prof. Ewy Czarnobilskiej ze Szpitala Uniwersyteckiego.
Chory puchnie nagle, kilka razy w miesiąc - opowiada prof. Czarnobilska. Najczęściej są to obrzęki dłoni i stóp, ale również twarzy czy języka, które mogą prowadzić do uczucia duszności. Występuje też obrzęk krtani, który może bezpośrednio zagrażać życiu. Wtedy należy jak najszybciej podać leki, które w razie ataku, pacjent może też samodzielnie sobie zaaplikować - zaznacza.
Chorobę pierwszy raz zdiagnozowano w Centrum Alergologii Klinicznej i Środowiskowej Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. To główny, krajowym ośrodek leczenia obrzęku naczynioruchowego. Do Centrum kierowani są chorzy z całego kraju.
Centrum zajmuje się też szkoleniem lekarzy z całego kraju w rozpoznawaniu i leczeniu tego groźnego schorzenia. Bo chorzy powinni mieć jednak możliwość otrzymania pomocy blisko miejsca zamieszkania.
(mKam)