Nie ma porozumienia między dyrekcją Wojewódzkiego Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Białymstoku, a protestującymi pielęgniarkami. W dalszym ciągu szpital działa w trybie ostro-dużurowym. Przyjmowane są tylko przypadki zagrażające życiu.

Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Białymstoku /Piotr Bułakowski /RMF FM

Sytuacja w szpitalu jest bardzo trudna. W tej chwili na każdym oddziale mamy tylko oddziałową i ewentualnie jedną pielęgniarkę, która pomaga przy pacjentach. Odwołaliśmy wszystkie przyjęcia planowe. Pacjenci, którzy są pacjentami ogólnopediatrycznymi skierowaliśmy do szpitala wojewódzkiego, w razie potrzeby będziemy prosić o pomoc inne placówki. Musimy przyjmować pacjentów w stanie zagrożenia życie, ponieważ posiadamy oddział intensywnej terapii, pacjentów onkologicznych, pacjentów, którym musimy udzielić specjalistycznej pomocy - powiedziała naszemu reporterowi dyrektor szpitala profesor Anna Wasilewska.

Głównym postulatem pielęgniarek jest postulat płacowy, który jest wyciągany od 2015 roku, kiedy było referendum strajkowe, był też dwugodzinny strajk ostrzegawczy. Od tamtego czasu płace się nie zmieniły. Pielęgniarki domagają się 400 złotych podwyżki, a dyrekcja proponuje 103 złote. Nie jesteśmy w stanie nic więcej zrobić finansowo. Każda grupa medyczna, pracowników dostała propozycję 25 procent różnicy według stawek ustawowych. Tego musimy się trzymać i nie możemy inaczej traktować pielęgniarek - mówi profesor Wasilewska.

Nie możemy się na to zgodzić. Proponowałam nawet 215 złotych, ale dyrektor się nie zgodziła. Jest nam przykro i przepraszamy rodziców za taką sytuację, ale to jest ostateczność. To jest skutek braku dialogu z dyrekcją. W środę powiedzieliśmy, że odwieszamy spór zbiorowy i nie było żadnej reakcji. Pielęgniarka, która przychodzi do pracy po 3-letnim licencjacie dostaje 2085 złotych wynagrodzenia zasadniczego brutto, a jest to bardzo ciężka i odpowiedzialna praca. Teraz jest dużo biurokracji, pracy przy dokumentach i mało mamy czasu dla pacjentów - mówi Agnieszka Olchim, przewodnicząca Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w UDSK.

Pielęgniarki podkreślają, że teraz rozmowy zależą od dyrekcji szpitala. W poniedziałek zwolnienia przyniosło ponad 80 procent osób, które powinny przyjść do pracy. Taka sytuacja może potrwać nawet do końca tygodnia. Część rodziców uważa, że jest to zbyt ostra forma protestu. Czuje, że ze swoim synem jesteśmy trochę zakładnikami. Nie może być tak, że jedziemy ponad sto kilometrów do szpitala, a potem nie mogą nas przyjąć - powiedział naszemu reporterowi jeden z rodziców.

Wielu rodziców nie zdaje sobie sprawy, że w szpitalu trwa protest. Dyrekcja placówki apeluje, żeby przed planową wizytą skontaktować się z odpowiednim oddziałem, aby nie jechać na darmo.

NFZ monitoruje sytuację

Podlaski NFZ monitoruje sytuację w Uniwersyteckim Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Białymstoku.

Otrzymaliśmy zapewnienie, że przyjmowani są wszyscy mali pacjenci, jeśli chodzi o stany zagrożenia życia. Zresztą nie wyobrażam sobie by mogło być inaczej. Stan ograniczenia w przyjmowaniu pacjentów, chodzi o dzieci, naszym zdaniem nie ma prawa trwać długo. Liczymy na to, że dyrekcja szpitala wszelkie utrudnienia w przyjmowaniu pacjentów rozwiąże - mówi Maciej Olesiński, dyrektor podlaskiego NFZ.

(ag)