E-papierosy jak dopalacze – główny inspektor sanitarny planuje rozesłać ostrzeżenie do placówek edukacyjnych. Główne ryzyko nowej używki: uzależnienie od nikotyny oraz nieznane skutki zdrowotne - czytamy w poniedziałkowym "Dzienniku Gazecie Prawnej".

"Jedną z przyczyn alarmu GIS jest wejście na polski rynek nowej firmy - największego amerykańskiego giganta w branży e-papierosów. To podmiot, który, jak pisał DGP, jest oskarżany w USA o propagowanie swoich wyrobów wśród młodzieży, co przyczynia się do wzrostu zażywania nikotyny" - czytamy w "DGP".

Dziennik powołuje się na głównego inspektora sanitarnego Jarosława Pinkasa, który przyznaje, że smaki w postaci mango czy crème brûlée oraz wygląd e-papierosa jako modnego gadżetu wskazują, że jest to produkt kierowany do młodszej grupy odbiorców.

"Śledztwo prowadzone przez amerykańskich kongresmenów wykazało, że firma szukała w tej grupie nowych - lojalnych - klientów. Chodzi o promocję skupioną w mediach społecznościowych czy programy "edukacyjne" prowadzone w szkołach" - czytamy w dzienniku.

W rozmowie z DGP, minister edukacji Dariusz Piontkowski przyznaje, że szkoły powinny pomagać w walce z uzależnieniami. Naczelna Izba Lekarska prowadzi z kolei rozmowy z GIS nad formą pomocy, którą mogłaby zaoferować.

Według dziennika, list przygotowany przez inspekcję we współpracy z MEN trafi do rodziców i dyrektorów szkół za pośrednictwem Librusa.

Planujemy go wysłać na dniach. Aktualnie trwają prace nad jego przygotowaniem. Gotowy dokument musi jeszcze zaakceptować MEN - mówi rzecznik GIS Jan Bondar.

DGP podaje, że kilka dni temu amerykańskie media donosiły o pierwszym przypadku śmierci, który mógł mieć związek z vapowaniem, czyli elektronicznymi papierosami.