Były z nim problemy od dłuższego czasu, nie miał kontaktu z bronią - tak o nożowniku, który we wtorek zaatakował lekarza w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie, mówi informator Onetu ze Służby Więziennej. 35-letni funkcjonariusz usłyszał dziś zarzuty zabójstwa lekarza i usiłowania uszkodzenia ciała pielęgniarki.
Jego nie dopuszczano do tego, żeby miał kontakt z bronią, więc był kwalifikowany, jako osoba zaburzona - tak o 35-latku mówi informator Onetu ze Służby Więziennej.
Z nim były problemy od dłuższego czasu. Mówiąc dyplomatycznie: nie wykazywał dostatecznego zrównoważenia psychicznego. Dlatego nie dopuszczano go do broni. Normalnie taki człowiek nie powinien pracować w służbie, ale przez wakaty sytuacja jest, jaka jest. Czyli bardzo zła - dodaje informator.
Służba Więzienna na razie nie komentuje tych doniesień.
Wczoraj minister sprawiedliwości Adam Bodnar ujawnił, że 35-latek to funkcjonariusz Służby Więziennej.
Wiceminister sprawiedliwości Maria Ejchart poinformowała, że zatrzymany mężczyzna został przyjęty do Służby Więziennej w 2020 r. Początkowo pracował w zakładzie karnym we Wronkach, a przez ostatnie blisko 1,5 roku w areszcie śledczym w Katowicach.
Ejchart zdradziła, że Służba Więzienna dostawała informacje o zachowaniach funkcjonariusza, które powinny wzbudzić niepokój jego przełożonych. Nie chciała jednak podać szczegółów. Ujawniła, że 35-latek, który z nożem rzucił się na lekarza, był na urlopie zdrowotnym.
Informacje o jego dziwnych zachowaniach trafiły do SW w trakcie tego urlopu - relacjonowała Ejchart. Po jego zakończeniu mężczyzna miał spotkać się z lekarzem medycyny pracy.
W środę 35-latkowi został postawiony zarzut zabójstwa, a także zarzut "usiłowania uszkodzenia ciała" pielęgniarki, która znalazła się w gabinecie i próbowała pomóc lekarzowi.
Jarosław W. nie przyznał się do winy, odmówił składania wyjaśnień. Prokuratura wystąpi do sądu z wnioskiem o trzymiesięczny areszt.
Jak zaznaczyła rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Krakowie Oliwia Bożek-Michalec, do ataku na pielęgniarkę nie doszło.
Dramatyczne sceny rozegrały się we wtorek w poradni ortopedycznej Szpitala Uniwersyteckiego przy ul. Jakubowskiego w Krakowie. Ok. godz. 10:30 do jednego z gabinetów wtargnął 35-latek. W środku była inna pacjentka.
35-latek "wyrażał niezadowolenie z przeprowadzonego u niego zabiegu, wymachiwał dokumentacją lekarską, a następnie kilkakrotnie zadał lekarzowi ciosy nożem m.in. w rejon klatki piersiowej" - podała w komunikacie rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Krakowie Oliwia Bożek-Michalec.
Dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie Marcin Jędrychowski mówił, że napastnik był niezadowolony z przebiegu leczenia. Jego sprawą zajmował się Rzecznik Praw Pacjenta. Nie stwierdził on jednak nieprawidłowości.
Dr Tomasz Solecki trafił w ciągu kilkunastu minut od ataku na stół operacyjny. Niestety, obrażenia były tak rozległe, że mimo zaangażowania ponad 20-osobowego zespołu, lekarza nie udało się uratować.
"Super Express" rozmawiał z rodzicami napastnika. Dwa lata temu przewrócił się na beton i uszkodził łokieć. Operował go dr Tomasz Solecki.
Syn bardzo się od tego zabiegu zmienił, non stop mówił, że lekarz mu coś wstrzyknął, że wstrzyknął mu truciznę. Mówił, że się źle czuje, że umiera. Nawet byliśmy z nim u onkologa, ale nic nie wyszło - opowiadają "Super Expressowi" rodzice Jarosława W.
Młodszy syn zaproponował, żeby Jarek skorzystał z pomocy psychiatry, ale on nie chciał. Zerwał z bratem kontakt. Dziś rano go nie widzieliśmy. Wyszedł z domu. Nie wiedzieliśmy, gdzie pojechał. Gdybyśmy tylko wiedzieli, co on zamierza, to na pewno byśmy go powstrzymali - mówią rodzice Jarosława W.