Od ponad 50 lat należy do satyrycznej elity kraju. Pływał legendarnym „Batorym” jako oficer rozrywkowy. Występował w filmach, a także prowadził nawet trzy telewizyjne programy jednocześnie. Czym teraz zajmuje się Tadeusz Drozda? Kuba Śliwiński z Radia RMF24 w najnowszym odcinku podcastu „Co u nich słychać?” rozmawiał z satyrykiem m.in. o kondycji polskiego stand-upu.

Co słychać u Tadeusza Drozdy?

Telewizje nie dzwonią, a ja jestem szczęśliwy, że nie dzwonią. Nie gonią mnie, żeby coś robić, bo całe moje życie ktoś mnie gonił do jakiejś roboty, skutecznie - wspomina aktor.

Był taki okres, że miałem trzy programy w ogólnopolskich wielkich telewizjach. Gdzie człowiek nie przełączył, tam Tadeusz Drozda - przypomina.

W jednym okresie satyryk prowadził polski program rozrywkowy "Śmiechu warte" (1994-2009) na antenie TVP1, talk-show "Herbatka u Tadka" (1994-2004) emitowany w TVP2 oraz rozrywkowy program "Dyżurny Satyryk Kraju" (1995-2001) w Telewizji Polsat.

Ludzie się śmiali, że strach lodówkę otworzyć, bo Drozda wyskoczy - komentuje showman, który aktualnie z pomocą swoich córek prowadzi kanał na platformie YouTube, gdzie obserwuje go ponad 4 tys. osób.

Idę do przodu jak burza. Co tydzień "Polityka okiem satyryka" - dodaje.

Tadeusz Drozda o polskim stand-upie: Nie jestem masochistąCo u nich słychać?

Epizod teatralny

Jak wspomina Tadeusz Drozda, początkowo chciał studiować w szkole teatralnej.

Na całe szczęście mnie nie przyjęli - stwierdza.

Jakbym skończył szkołę teatralną, to musiałbym pewnie przez jakąś część życia gadać cudze teksty. A ja jestem tak leniwy w uczeniu się tekstów, że nawet swoich się nie uczę - przyznaje ze śmiechem.

Aktor szybko dostał się za to do studenckiego Teatru Kalambur, gdzie współtworzył między innymi spektakl kabaretowy.

Zawsze byłem człowiekiem niesfornym. Teatr to już jest jakaś organizacja - trzeba przyjść na próbę, uczyć się - wspomina. Krótko po tym, wraz z Janem Kaczmarkiem, założyli we Wrocławiu kabaret "Elita".

Twórca "Parostatku"

Satyryk jest również autorem tekstu do słynnego utworu "Parostatek", który z powodzeniem przez wiele lat wykonywał Krzysztof Krawczyk.

W którymś momencie byłem facetem, którego trzeba popychać, dzwonić i kazać mu coś robić. Ja jestem człowiek renesansu. Tu napisałem monolog, tam sztukę do teatru, tekst do piosenki, jak mi kazali - mówi.

Bardzo dobrze znałem Krzysia Krawczyka, on miał cały tabun tekściarzy, którzy żyli tylko z tego. I pisali i piszą znakomite teksty. Zresztą jego menadżer Andrzej Kosmala też pisał teksty, więc była strasznie duża konkurencja, a nie chciałem się przebijać - wyjaśnia Drozda.

Znaleźli między innymi "Parostatek" i zaproponowali mi, żebym wystąpił jako piosenkarz - opowiada artysta.

Stand-up? To do mnie nie trafia

Drozda podkreślił, że popularny w Polsce stand-up nie jest formą, która do niego trafia. Tłumaczy, że jego praca sceniczna opiera się nie tylko na "gadaniu", ale także np. na śpiewie i monologach. Stand-up? Nie jestem masochistą - odpowiada.

A poza tym, jak mówi Tadeusz Drozda - Ja jestem strasznie głupio wychowany i niektórych słów nie używam i już, a widzę (na stand-upach), że publiczność po tego typu słowach ryczy ze śmiechu. Ja już nie chcę się podlizywać publiczności. Nie chce mi się. Już i tak więcej nie zarobię...

Opracowanie: Julia Domagała