„Do 50. roku życia wydawało mi się, że jestem zdrowa. Bardzo byłam zdziwiona, kiedy okazało się, że jednak mam problemy” – mówi w rozmowie z RMF FM Katarzyna Dowbor, dziennikarka, która ma problemy z tarczycą. „Z tarczycy nie można się wyleczyć. Tarczycę można ogłuszyć, można ją trochę jakby przycisnąć, żeby nam tak bardzo nie dawała „popalić”, ale wyleczyć się z niej nie da” – przyznaje.

Katarzyna Dowbor jest ambasadorką akcji "Tarczyca - otocz ją opieką" /Rafał Guz /PAP

Michał Dobrołowicz, RMF FM: Jaka jest historia pani problemów z tarczycą?

Katarzyna Dowbor, dziennikarka: Do 50. roku życia wydawało mi się, że jestem w ogóle zdrowa jak byk - jak to mówią. Nie jak koń, bo konie chorują. Wiem coś o tym, bo mam konie. Ale wydawało mi się, że jestem zdrowa jak byk i że, jestem osobą, której żadne choroby nie dotyczą. I bardzo byłam zdziwiona, kiedy się okazało, że jednak mam problemy. A to z okiem, a to za chwilę się okazało, że ciężko mi jest wstawać itd., ale wszyscy mnie uspokajali i mówili: "Słuchaj weź otwórz dowód osobisty, zobacz w metrykę, zobacz ile masz lat. No niestety, starość nie radość". I tak bym pewnie sobie funkcjonowała, gdyby nie przypadek.

Przypadek polegał na tym, że wraz z programem, który wtedy prowadziłam " Alchemia zdrowia i urody" trafiłam do szpitala na Szaserów. I tam dr. Dąbrowiecki udzielał mi wywiadu. I tak udzielając tego wywiadu patrzył mi głęboko w oczy i nagle mówi tak: " A jaki problem ma pani z tym okiem?" Ja mówię: "Leczę się u okulisty, wszystko jest ok. Drobny problem.". A on mówi: To nie jest drobny problem. Jutro proszę być u mnie na badaniach". I rzeczywiście przebadał mnie gruntownie. I byłam niezwykle zszokowana, bo kiedy wszystkie wyniki już badań były zrobione, pan doktor taka zachwycony patrzy na mnie, mówi: "To na szczęście tylko tarczyca". Ja byłam w szoku, mówię: "Jak to tarczyca? Ja nigdy nie miałam problemów z tarczycą". On mówi: "A badała pani kiedyś?". Ja mówię: "No nie, nie badałam". Mówi: "Ma pani złe wyniki TSH, FT3, FT4." Natomiast powiedział mi jedną rzecz, która mnie wtedy zszokowała:, "Ale ja się cieszę, że to tylko tarczyca, bo byłem przekonany, że ma pani guza mózgu". Miałam orbinopatię, czyli jedno oko wysunięte, duży wytrzeszcz.  Od tego momentu zaczęło się moje leczenie tarczycy. Gdyby się ktoś nie zainteresował i zapytał, ja bym pewnie tej tarczycy nie leczyła. Dlatego bardzo się angażuję w tej chwili we wszystkie akcje, które dotyczą tego maleńkiego organu, który wydaje nam się do niczego niepotrzebny. A jednak jakby decyduje o wszystkich anomaliach w naszym organizmie. I dlatego tak bardzo staram się informować ludzi, że trzeba się badać, że profilaktyka jest najważniejsza, że trzeba sprawdzać czy mamy problemy z TSH, FT3,FT4. To wszystko jest ważne. I myślę, że warto się tym dzielić.

Dzisiaj pani czuje się już osobą wyleczoną?

Nie, bo ja mam nadczynność przechodzącą w niedoczynność. Z tarczycy nie można się wyleczyć. Tarczycę można ogłuszyć, można ją trochę jakby przycisnąć, żeby nam tak bardzo nie dawała "popalić", ale wyleczyć się z niej nie da. Żyje się z tym problemem do końca życia, ale dzisiaj się czuję dobrze. Dzisiaj jestem na lekach, które powodują, że nie mam już tych typowych objawów tarczycowych i żyję, funkcjonuję normalnie, mimo, że jest to choroba, która rozregulowuje cały nasz organizm. Ja jestem w stanie przy pomocy leków funkcjonować. Dobrze funkcjonować, pracować i to jest bardzo ważne. Nie chciałabym, żeby tak było, że są ludzie, którzy nie lecząc się całe życie wegetują. Oni nie wiedząc, że mają z tym problem, źle żyją, wegetują, są nieaktywni zawodowo, bo już nie mają siły, także chciałabym, żeby te siły były.

A jak często pani musi zgłaszać się na wizytę kontrolną do lekarza?

Do póki miałam złe wyniki, to byłam raz w miesiącu z badaniami i  musieliśmy szukać odpowiedniej dawki leku, która tę moją tarczycę utrzyma w ryzach. A w tej chwili miałam bardzo dobre wyniki i pan doktor mi powiedział, że dopiero za 3 miesiące. Więc jestem bardzo bardzo szczęśliwa, ale to jest niestety choroba, którą trzeba kontrolować.

(ag)