Kiedy jest za wcześnie, a kiedy za późno na wizytę u logopedy? Jakie zachowania powinny zaniepokoić rodzica? Dlaczego tak ważne dla rozwoju mowy jest prawidłowe połykanie? Na ten temat rozmawialiśmy z Anną Gowin, logopedą ze Specjalistycznego Centrum Mamy, Taty i Dziecka "Gniazdo" w Żywcu, specjalizującą się w tzw. wczesnej interwencji. Ekspertka była jedną w prelegentek podczas Kongresu Medycyny Rodzinnej w Krakowie.

Marlena Chudzio: Logopeda niemowląt - już samo to określenie wzbudza wśród wielu rodziców wątpliwości. Przecież niemowlę nie mówi, więc po co mu logopeda?

Anną Gowin: Często spotykam się z takim zaskoczeniem. Po co iść do specjalisty od mowy, jeżeli dziecko nie mówi? Okazuje się jednak, że zanim ta mowa się pojawi w okolicach roczku, to organizm naszego dzidziusia bardzo długo pracuje na to, żeby ta mowa była dobra pod względem jakości i ilości. Nie tylko od urodzenia, ale nawet od samego początku, w życiu prenatalnym.

Mówimy tutaj o funkcjach związanych z jedzeniem. Niewiele osób wie, że jedzenie to tak naprawdę solidny, codzienny, wielogodzinny trening do tego, żeby powstawały głoski.

W zwyczaju mamy mówienie, że jakie jedzenie i jakie oddychanie, taka będzie mowa. Warto więc pracować i zwracać uwagę na to, żeby od samego początku dziecko dobrze jadło, żeby miało dobre napięcie mięśniowe w buzi, żeby wszystko pracowało symetrycznie, żeby było sprawne. Żeby nasz dzidziuś oddychał nosem, żeby w przyszłości nie było problemów logopedycznych. Mówiąc żartem, trochę pracujemy na to, żebyśmy w przyszłości nie mieli pacjentów.

Powiedzmy o tym dobrym jedzeniu, bo pediatrzy zwracają uwagę na to, co jemy. Mamy najczęściej zwracają na to uwagę, ile dziecko zjadło. A logopedzi na to, jak je.

Tak. Patrzymy, jak je. Od samego początku najlepiej, żeby ten nasz dzidziuś sprawnie jadł z piersi. Mleko mamy powinno być podstawą żywienia co najmniej do szóstego miesiąca życia. To nie jest tajemnica. To są ogólne zalecenia medyczne, które zostały wprowadzone w 2021 roku. Dietę zaleca się rozszerzać o stałe produkty w okolicach szóstego miesiąca życia. I mamy tutaj dwie metody - słynne BLW, gdzie od razu wprowadzamy pokarmy w takiej postaci, w jakiej występuje naturalnie. Dziecko je rączkami, je całym sobą, smakuje, próbuje, wącha, wyrzuca. Możemy też zacząć w bardziej tradycyjny sposób - od papek, potem z grudkami, po całe kawałki.

BLW budzi czasami ogromne wątpliwości. Nawet nie tyle rodziców, co babć i ciotek. Jak to możliwe, że dajesz dziecku taki wielki kawał jabłuszka do rączki? Przecież to jest dzidziuś. Ząbków nie ma.

Tak, ale prof. Pluta Wojciechowska - nasze guru logopedyczne od dobrego karmienia, od dobrego jedzenia - mówi, że zanim pojawi się ta faza odgryzania, gryzienia, żucia, to nasz bobas ma takie fazy pregryzienia, preżucia, preodgryzania i doskonale radzi sobie tymi bezzębnymi dziąsełkami. One mają niesamowitą siłę, o czym zresztą można się nieraz przekonać w trakcie badania logopedycznego.

Czyli to nie jest tak, że matka natura oczekuje, iż na drzewach będą rosły słoiczki?

Matka natura wręcz chciałaby, żeby słoiczków w ogóle nie było, żebyśmy gryźli jak najbardziej twarde pokarmy, żeby nasz język musiał się namęczyć, przerzucać z prawa na lewo, musiał unosić, musiał przesuwać ten kęs, który mamy w buzi, żeby pracowały policzki, pracowały wargi, żeby były cały czas w tym jedzeniu domknięte.

I żebyśmy to jedzenie dobrze połykali. Połykanie to wbrew pozorom bardzo istotne ćwiczenia logopedyczne, prawda?

I wcale nie jest takie proste. Okazuje się, że można źle połykać. Trzeba zastanowić się, co robi nasz język w momencie samego połknięcia. Czy nasz język przylega do podniebienia - bo to jest jedyny normalny, prawidłowy sposób połykania - czy czasami nie tłoczy w zęby, nie wpycha się pomiędzy zęby albo nie pozostaje na dnie jamy ustnej. Uwaga - jak połykamy, tak później mówimy te wszystkie najtrudniejsze głoski.

Czyli jeżeli mama zauważy, że jej dziecko dziwnie rusza policzkami, to powinna iść do logopedy? Nawet jeżeli to jest dopiero szósty, siódmy miesiąc?

Jeżeli mama widzi przede wszystkim, że jej bobas ma otwarte, uchylone usta, że język jest widoczny spomiędzy warg, że dzidziuś, starszak czy nawet nawet dorosły oddycha ustami albo oddycha ustami i nosem. Jest to zdecydowanie powód do tego, żeby udać się do logopedy - zawsze, kiedy mama zobaczy, że dziecko mówi z językiem pomiędzy zębami pierwsze głoski (t, d, n), ale także te kolejne: r, l, sz, ż, cz, dż, itd. Nie mają prawa być realizowane z językiem pomiędzy zębami. To zawsze jest powód, żeby logopedę odwiedzić.

Skoro już o tej międzyzębowości mowa, to powiedzmy o smoczkach. Najchętniej logopedzi wycofali by je z produkcji?

A nie, właśnie nie. Sama jestem mamą trójki dzieci, której dzieci mają smoczki. Można mądrze używać smoczka - wtedy, kiedy dzidziuś go potrzebuje, a nie kiedy mama chce go zatkać. Wtedy powinien być stosowany, kiedy dzidziuś potrzebuje tego nie odżywczego ssania, a potrzebuje się wyregulować, potrzebuje się uciszyć. Smoczek nawet potrafi sprzyjać lepszemu trawieniu. Powinien być wycofany pomiędzy rokiem a 18. miesiącem życia. To wiemy ze współpracy z ortodontami. Wtedy nie zaburzy nam to zgryzu, nie zaburzy nam funkcji, a może przynieść dużo korzyści.

Omówiliśmy zagadnienia dotyczące tego, co robić, żeby głoski pięknie brzmiały. A powiedzmy jeszcze o samym procesie pojawiania się mowy. Kiedy powinniśmy się zacząć martwić tym, że maluch nie mówi?

Ośmio-, dziewięciomiesięczne dzieci zaczynają produkować pierwsze świadome sylaby. Zaczynają przysłuchiwać się tym sylabom. Wiąże się to z tym, że dziecko usiadło, uwolniło rączki, wzmocniło się i usprawniło manualnie. Przyjęło też bardziej pionową postawę, obniża się krtań, co daje lepsze warunki do realizacji głosek. Roczne dziecko, kiedy już też rozwija się poznawczo, ma wspólne pole uwagi, czyli zaczyna wskazywać palcem, zaczyna kierować uwagą rodziców, zaczyna też posługiwać się pierwszymi słowami. Tych słów statystycznie powinno być około 6-8 i są to bardzo proste słowa typu "bam", "pa", "mama", "tata", "baba". Czyli najbliższe otoczenie, nazywa najbliższych członków rodziny. 18-miesięczny maluch powinien już nie tracić tego zasobu słownictwa. Powinno się obserwować duży przyrost nowych słów, a dwulatek mówi prostymi zdaniami. Kiedy nasz dwulatek ciągle mówi tylko kilka słów, to to jest o kilkadziesiąt, kilkaset wręcz za mało. Zdecydowanie trzeba udać się do logopedy.

I nie czekać na - jak to czasami radzą babcie, ciocie i o zgrozo, niektórzy lekarze - że jeszcze nas zagada?

"Jeszcze się rozgada. Jeszcze pani będzie narzekała, że logopeda go rozgadał." Ale należy zastanowić się, co ten nasz dwulatek w tym momencie przeżywa. On tyle chce nam pokazać, tyle chce nam powiedzieć, chce wyrazić swoje emocje, a nie potrafi powiedzieć prostych słów. I tu należy się zastanowić, czy chcemy temu dziecku pomóc tu i teraz, czy chcemy po prostu czekać. Ja bym nie czekała.

To jeszcze na sam koniec, żeby tych rodziców nie przerażać wizytą u logopedy, wczesną interwencją logopedyczną, opowiedzmy, jak wygląda takie spotkanie z logopedą. Zazwyczaj staramy się chronić dzieci przed niepotrzebnymi badaniami, itd. Tylko czy dziecko w ogóle odbierze to spotkanie z logopedą jak badanie lekarskie?

Myślę, że w moim gabinecie na pewno nie. Rodzice, którzy wchodzą do gabinetu, mówią u mnie: "jak tu jest przytulnie". Mój gabinet to przede wszystkim dwa meble, bardzo wygodny fotel do karmienia i przewijak, na którym badam sobie dzidziusia. Takie badanie trwa u mnie aż półtorej godziny. Zaczynamy długą rozmową z rodzicem. Później następuje badanie, dokładne badanie dziecka. Następnie długo się karmimy, obserwujemy oznaki głodu, proces całego karmienia i później to, jak zachowuje się dziecko po karmieniu. Potem tworzymy zalecenia wspólnie z rodzicem, ćwiczymy, sprawdzamy, jak dziecko reaguje na dane stymulacje i ustalamy plan dalszej terapii.

Czyli nie ma się czego bać, bo z punktu widzenia dziecka to taka wizyta, jak u jakiejś kolejnej nowej cioci?

Dokładnie tak. Jestem kolejną ciocią i mam nadzieję, że za kilka lat te dzieci będą równie dobrze wspominać te wizyty.