"Jeszcze 10 lat temu, żeby założyć zastawkę, trzeba było bezwzględnie otwierać klatkę piersiową, a kardiochirurdzy musieli włączyć krążenie pozaustrojowe. Dzisiaj 10 lat od wdrożenia metod hybrydowych mamy zupełnie inne zabiegi. To operacje, które trwają tylko 45 minut, pacjent nie jest usypiany, tylko znieczulany miejscowo, a przede wszystkim wstawienie zastawki nie wymaga otwierania klatki piersiowej." - mówi profesor Dariusz Dudek, kierownik II Oddziału Klinicznego Kardiologii oraz Interwencji Sercowo-Naczyniowych Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.

REKLAMA

Marek Balawajder, RMF FM: Panie profesorze, jaki przykład jest pokazany na tym filmie? Czy zastawka TAVI nie była używana do tej pory, czy jest już standardem?

Profesor Dariusz Dudek, kardiolog: Tutaj w ostatnich latach zmieniło się wszystko, dlatego że jeszcze 10 lat temu, żeby założyć zastawkę, trzeba było bezwzględnie otwierać klatkę piersiową, a kardiochirurdzy musieli włączyć krążenie pozaustrojowe. Dzisiaj 10 lat od wdrożenia metod hybrydowych mamy zupełnie inne zabiegi. To operacje, które trwają nawet 45 minut, pacjent nie jest usypiany, tylko znieczulany miejscowo. Przede wszystkim wstawienie zastawki nie wymaga otwierania klatki piersiowej.

W takim razie w jaki sposób dostajecie się do serca?

Nakłuwamy pachwinę i przez tętnicę udową oraz aortę dostajemy się do serca i tak wprowadzamy zastawkę. Po 45 minutach wyciągamy kaniulę (specjalną rurkę, przez którą jest wprowadzana zastawka), zaszywamy tętnicę, a pacjent ma nową zastawkę.

Jakiej wielkości jest ta zastawka?

To są zastawki, które mają około 2-3 centymetrów i są dostosowane do warunków anatomicznych pacjenta.

W jaki sposób tę zastawkę przeprowadzacie przez żyłę?

Ona jest bardzo mocno skrępowana na baloniku i to powoduje, że przez rureczkę, cewnik o średnicy 5, 6 milimetrów, wprowadzamy ją do organizmu pacjenta i potem rozkładamy dopiero w sercu.

Czyli ona na samym początku jest tak jakby skompresowana?

Dokładnie tak.To jest właśnie ten największy skok technologiczny, nad którym pracowano aż tak długo, żeby zastawkę o rozmiarze 2, 3 centymetrów skompresować do paru milimetrów. Wszystko po to, żeby ją dostarczyć do serca i żeby ona się tam rozłożyła. Musimy uważać, aby w czasie wprowadzania jej do serca, płatki zastawki się nie uszkodziły. Zależy nam na tym, żeby ona działa co najmniej 10, 15 lat.

Cały zabieg odbywa się na pracującym sercu?

Tak, na pracującym sercu, ale jest taki moment, w czasie którego często na chwilę zatrzymujemy serce, żeby zastawkę uszczelnić i dobrze ją założyć. Trwa to nie dłużej niż 15, 30 sekund.

Tego typu zastawka jest już normą w polskich klinikach?

Tak, takich zabiegów wykonuje się już bardzo dużo. Są one przeznaczone dla pacjentów, u których ryzykowne są klasyczne operacje kardiochirurgiczne. To najczęściej osoby mające ponad 80 lat, u których były już przeprowadzane operacje kardiologiczne. U takich osób zastawki są najczęściej zdegenerowane, są po prostu zużyte. To nie jest efekt jakieś infekcji, zapalenia, tylko zwykłego zużycia. Rocznie takich zastawek implantujemy tysiąc. To oznacza około 25 procent spośród wszystkich operacji zastawki aortalnej.