​52-latka Amerykanka od kilku lat miała katar. A przynajmniej tak myślała. Kiedy przypadłość się pogorszyła, poszła do specjalistów. Dowiedziała się, że z nosa cieknie jej... płyn mózgowo-rdzeniowy.

Zdj. ilustracyjne /Stefan Sollfors / Alamy Stock Photo /PAP/EPA

Kendra Jackson w 2013 roku miała poważny wypadek samochodowy. Pamiętała, że uderzyła wtedy głową w deskę rozdzielczą. Po tym wypadku zaczął jej dokuczać katar. Miałam istny wodospad z nosa. Czasem czułam, że cieknie mi także do gardła - opowiada. Najgorsze były jednak noce, gdyż przez katar nie mogła spać. Byłam jak zombie - dodaje.

Kobieta dodatkowo często kaszlała i cierpiała na migrenę. Lekarze jednak ciągle twierdzili, że Jackson ma alergie i musi się do nich przyzwyczaić.

Dopiero, gdy kobieta zobaczyła się z kilkoma specjalistami z Omaha, dowiedziała się, co jej tak naprawdę dokucza. Okazało się, że z nosa ciekł jej... płyn mózgowo-rdzeniowy. Podczas wypadku w czaszce zrobiła się dziura, przez którą wypływał on do nosa. I tak cały czas, przez ponad trzy lata. Dziennie traciła około pół kubka płynu mózgowego. Przez tę sytuację mogło dojść do poważnych infekcji.

Chirurdzy przeprowadzili zabieg, by naprawić uszkodzenia w czaszce. Według włodarzy szpitala, kobieta dobrze reaguje na leki i wszystko wygląda "bardzo obiecująco".

(az)