Mieszkańcy wschodnich krajów Unii Europejskiej, w tym Polski wciąż jedzą zbyt dużo szkodliwych tłuszczów. Wyniki badań, opublikowane na stronie internetowej "British Medical Journal" pokazują, że w Polsce, na Węgrzech i w Czechach wciąż zbyt wolno eliminuje się z żywności utwardzone tłuszcze roślinne, tak zwane kwasy tłuszczowe typu trans (TFA).

Zdjęcie ilustracyjne /Barbara Zielińska /RMF FM


Naukowcy z Uniwersytetu w Kopenhadze przeanalizowali, jak w Europie realizowane są plany wyeliminowania składników, o których wiadomo, że są najbardziej szkodliwe dla układu krążenia i najsilniej przyczyniają się do plagi otyłości. Utwardzone tłuszcze roślinne najczęściej spotykamy w margarynach, ale też ciastkach, chipsach, frytkach i innych przekąskach. Dlatego w badaniach analizowano ich zawartość w tego typu produktach. Porównano ją w 2005 i 2009 roku.

W 2005 roku, na 100 g tych produktów, w pięciu krajach Europy Wschodniej przypadało przeciętnie ponad 30 gramów tłuszczów typu trans, w ośmiu krajach Europy Zachodniej przeciętnie od 20 do 30 gramów. W 2009 roku różnice były już znacznie większe. O ile w przypadku frytek we wszystkich krajach doszło do znacznego obniżenia poziomu TFA, próbki popcornu, ciastka i słone przekąski wykazały w przypadku Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii nie wiecej, niż 2 gramy TFA, w przypadku Węgier, Czech i Polski nawet dziesieciokrotnie więcej.

Autorzy badań podkreślają, że do tej pory w Europie zaledwie kilka krajów wprowadziło ustawowy zakaz produkcji żywności, zawierającej ponad 2 procent TFA (Dania, Austria, Szwajcaria i Islandia). O ile jednak na zachodzie Unii Europejskiej doszło do rzeczywistej obniżki zawartości utwardzonych tłuszczów, konsumenci w naszym rejonie Europy nadal narażeni są na ich nadmiar. Nie ma też u nas obowiązku podawania zawartości TFA na opakowaniu, nawet jeśli chcemy żywić się zdrowo, niełatwo nam ocenić, czego unikać.