Minister Zdrowia Łukasz Szumowski zapowiedział, że kolejki do specjalistów skrócą się nawet o 10-20 procent. Szef resortu obiecuje też dodatkowe pieniądze za przyjęcie pacjentów „pierwszorazowych”. Dyrektorzy niektórych placówek medycznych mają poważne wątpliwości.

REKLAMA
Zdjęcie ilustracyjne /Karolina Michalik /RMF FM

To może być ruch tylko na papierze, komentują dyrektorzy placówek medycznych. Kluczem do zrozumienia jest sformułowanie "pacjenci pierwszorazowi".

Ministerstwo chce takich pacjentów premiować, bo tylko tacy pacjenci występują w sprawozdawczości i na oficjalnych listach oczekujących Narodowego Funduszu Zdrowia.

Oficjalne kolejki nie uwzględniają chorych, którzy po pierwszej wizycie zapisują się na kolejną, albo wracają w ciągu dwóch lat do tego samego specjalisty. Ich czas oczekiwania nie skróci się a może się wręcz wydłużyć, bo przychodnie, by sięgnąć po dodatkowe pieniądze, będą przyjmować nowych pacjentów.

Ten system kolejkowy jest taki trochę niewiarygodny. Dlatego, że w kolejkach stoją pacjenci tylko pierwszorazowi. Inny pacjent w tej kolejce już się nie pojawia, która jest sprawozdawana do NFZ-u, ale w on w tej kolejce jest - potwierdza prezes Ogólnopolskiego Związku Szpitali Powiatowych Waldemar Malinowski.

Efekt może być taki, ze skróci się oficjalna kolejka w NFZ-ie, ale w przychodni nie dla wszystkich. Plan skracania kolejek Szumowskiego nie obejmuje przychodni przyszpitalnych.

(ag)