Jak mieć pewność, że ma się sterylnie czyste ręce? Poznańscy kardiochirurdzy testują nowoczesny skaner do rąk.
Nowoczesny skaner do rąk nie jest duży. Przypomina drukarkę i waży kilka kilogramów - mówi dr hab. Paweł Bugajski, ordynator oddziału kardiochirurgii szpitala im. Józefa Strusia w Poznaniu, pokazując sprowadzony do stolicy Wielkopolski wynalazek.
To pierwsze takie urządzenie w Polsce, które z niespotykaną jak dotąd precyzją potrafi wskazać, czy na dłoniach znajdują się jakiekolwiek bakterie. Korzystają z niego lekarze i pielęgniarki, po to by mieć pewność, czy mogą przystąpić do zabiegu albo opatrzyć pacjenta już po operacji.
Nie chodzi o kontrolę personelu, ani żadne restrykcje. Chodzi o wykształcenie umiejętności dokładnej dezynfekcji rąk - tłumaczy docent Bugajski, dodając, że dzięki temu ryzyko zakażeń u pacjentów, a co za tym idzie, ryzyko powikłań po zabiegu, jest znacznie mniejsze.
Maszyna to wynalazek węgierskiego studenta, który udało się wyprodukować i wprowadzić na rynek dzięki współpracy z Austriakami. W Polsce, w szpitalu im. Józefa Strusia to jak dotąd jedyne takie urządzenie. Lekarze z kardiochirurgii testują je jako pierwsi.
Skaner stanął w sterylnej strefie oddziału, na bloku operacyjnym. Tuż obok niego - płyny używane na co dzień przez personel do dezynfekcji rąk. Każdy pracownik, który używa skanera jest wyposażony w specjalną kartę z czipem, która po przyłożeniu do urządzenia - automatycznie loguje użytkownika do systemu.
Potem osoba, która zamierza przejść test czystości rąk musi dokładnie je umyć. To wbrew pozorom wcale niełatwy proces. Chirurdzy przed zabiegiem muszą umyć każdy zakątek dłoni. Co oczywiste - nie może być na nich żadnych ozdób ani biżuterii. Przed operacją robią to z użyciem chirurgicznego mydła i sterylnej szczotki, później wcierają w ręce specjalny dezynfekujący płyn. Żeby sprawdzić czy takie czyszczenie przyniosło zamierzony efekt, korzystają ze skanera czystych rąk. Wszystko po to, by zmniejszyć ryzyko zakażenia u pacjenta.
Po umyciu dłonie wsuwa się do wnętrza maszyny. Osobno lewą i prawą, które są skanowane dzięki promieniowaniu UV. Na ekranie maszyny wyświetla się obraz obydwu rąk. Jeśli są zielone oznacza to, że są w pełni zdezynfekowanie. W miejscach, które nie zostały dokładnie wymyte pojawiają się czerwone plamki. To sygnał, że mycie rąk trzeba powtórzyć.
Wyniki każdego z zalogowanych użytkowników są zapisywane w chmurze, dzięki czemu można tworzyć statystki i sprawdzać, czy dany pracownik zrobił postępy w tej, niełatwej jak się okazuje, sztuce mycia rąk.
Tylko w zeszłym roku na oddziale kardiochirurgii w szpitalu im. Józefa Strusia w Poznaniu lekarze wykonali ponad 700 operacji kardiochirurgicznych. Szpital znajduje się w krajowej czołówce oddziałów zajmujących się chirurgią serca.
Wykonujemy zabiegi bardzo skomplikowane, to są zabiegi implantacji wielu protez zastawkowych, połączonych z rewaskularyzacją tętnic wieńcowych. Mówiąc prościej: wszczepiamy zastawki i wykonujemy by-passy równocześnie, włącznie z operacjami dotyczącymi implantacji trzech zastawek i wykonaniu przy tym kilku pomostów u jednego pacjenta. Wykonujemy też operacje mało inwazyjne, czyli operacje leczenia choroby wieńcowej, bez przecinania mostka, a więc metodą MIDCAB przez międzyżebrze. Wszczepiamy protezy zastawki aortalnej przez niepełną górną sternotomię. To pozwala np. utrzymać obręcz barkową w całości i jest znacznym benefitem dla pacjenta - tłumaczy szef oddziału dr hab. Paweł Bugajski. Do tego należy dołożyć pilne operacje pacjentów w stanach nagłych, trafiających na oddział przez SOR, w tym także zabiegi nocne.
Ze skanera czystości rąk, testowanego na oddziale, dziennie może skorzystać w sumie kilkadziesiąt osób. Na kilku salach bloku operacyjnego kardiochirurgii szpitala im. Strusia, w ciągu jednego dnia wykonywanych jest przynajmniej kilka planowych zabiegów opisanych powyżej. Przy niemal każdym z nich pracuje od kilku do kilkunastu osób. To chirurdzy, anestezjolodzy, pielęgniarki, instrumentariuszki i perfuzjoniści, obsługujący "pompę" czyli maszynę odpowiedzialną za krążenie pozaustrojowe. Personel oddziału zamierza dążyć do tego, by urządzenie na stałe znalazło się na wyposażeniu szpitala. Jego koszt to kilkadziesiąt tysięcy złotych.