Dlaczego pozbywamy się tatuaży? Przyczyny mogą być różne i coraz rzadziej chodzi o naprawianie tzw. błędów młodości. Często wybrane zdobienia po prostu przestają być modne (tak jak tribale czy delfiny), stają się nieaktualne ze względu na życiowe zmiany lub też chcemy usunąć tatuaż częściowo, by pokryć ciało nowym wzorem. Niezależnie od powodu – usunięcie tatuażu to poważny zabieg i powinniśmy się do niego przygotować. Jak to zrobić? Na co zwrócić uwagę, a czego unikać? Odpowiada ekspertka portalu „Twoje Zdrowie”.

REKLAMA
zdj. ilustracyjne

Rosnące zapotrzebowanie

Dziś rynek usuwania tatuaży rozwija się szybciej niż rynek ich wykonywania, co widać szczególnie w Stanach Zjednoczonych. Tam sektor ten jest wart już ponad miliard dolarów. Również w Europie, w tym w Polsce, można zaobserwować zwiększoną tendencją do pozbywania się tatuaży przy jednoczesnym zmniejszonym popycie na ich tworzenie.

Dawniej metody usuwania tatuaży były głównie siłowe, co oznaczało m.in. mocne pocieranie skóry solą, prowadzące do trwałych odbarwień. Innymi kontrowersyjnymi metodami były żrące kwasy lub nawet... wstrzykiwanie w newralgiczne miejsca soku z cytryny czy czosnku. Sytuacja zmieniła się dopiero za sprawą pojawienia się laserów, choć pierwsze efekty ich stosowania również nie należały do spektakularnych. Mówiąc obrazowo - lasery z lat 90., emitujące krótkie błyski światła, wypalały atrament razem ze skórą. Było to niezwykle bolesne i zawsze powodowało powstawanie blizn.

Złe praktyki a ryzyko powikłań

Mimo że wspomniane metody na szczęście przestały być praktykowane, to wciąż stosowane są inne, także niewskazane. Wielokrotnie trafiały do mnie pacjentki, które chciały pozbyć się tatuażu i widać było, że tego typu próby już w różnych miejscach przeprowadzały. Niestety, w sposób nieumiejętny i z użyciem nieodpowiedniej technologii, co skutkowało tym, że tatuaż pokrywał się blizną. Taka sytuacja jest dla lekarza - specjalisty laseroterapii - sytuacją patową, ponieważ blizna, jako twór skórny, stanowi barierę pomiędzy barwnikiem a wiązką światła. Przez tę barierę nie ma możliwości odpowiedniej penetracji ani rozbicia barwnika do końca. Zatem blizna albo w znaczący sposób ogranicza możliwość usunięcia tatuażu, albo całkowicie to uniemożliwia - przyznaje dermatolog dr Kamila Białek-Galas.

Jedną z kontrowersyjnych, lecz wciąż nagminnie stosowanych metod, jest zabieg z wykorzystaniem technologii IPL, przed którym przestrzega specjalistka: Następstwem zastosowania urządzeń typu IPL, które absolutnie nie służą do usuwania tatuażu, jest "ugotowanie" barwnika w skórze i powstanie blizny, gdyż czas trwania impulsu jest w tym przypadku za długi. Co prawda w efekcie barwnik zanika, ale pozostaje szpecąca blizna. O ile urządzenia typu IPL są niezastąpione w leczeniu rumienia i niektórych przebarwień, o tyle stosowanie ich w usuwaniu tatuaży jest nieuzasadnione i niezalecane - podsumowuje.

Równie nieskuteczna jest popularna technika kamuflażu, w ramach której tatuażysta stara się pokryć białym barwnikiem fragmenty starego rysunku. Nie tylko nie daje to dobrego efektu estetycznego, a jednocześnie czyni go "niewidocznym“ dla światła lasera, co blokuje możliwość skorzystania z metody laseroterapii w przyszłości.

Jeszcze inną techniką, z którą spotykam się w swojej prakctyce, jest stosowanie tzw. "removera“, czyli chemiczne usuwanie tatuażu za pomocą wpuszczonych bezpośrednio do skóry substancji o typie zasad, kwasów lub soli. Technika ta chrakteryzuje się umiarkowaną skutecznością oraz dużym ryzykiem wywołania silnej reakcji alergicznej lub nawet poparzenia - a w jego konsekwencji powstawania blizn i przebarwień - przestrzega ekspertka portalu "Twoje Zdrowie".

Jak pozbyć się niechcianego tatuażu? Lekarz: "Laser laserowi nierówny"

Zdaniem doktor Kamili Białek-Galas, jeśli tatuaż ma być usunięty skutecznie i bez ryzyka pojawienia się blizn, powinno to być zrobione laserem - przynajmniej nanosekundowym, a najlepiej pikosekundowym. Te dwa typy urządzeń, dzięki krótkiemu czasowi emisji impulsu, umożliwiają rozbicie barwnika na mikroskopijne cząstki i usunięcie ich w procesie fagocytozy, bez jednoczesnej reakcji w postaci przegrzania tkanek. Oczywiście pod warunkiem, że urządzenie zostało użyte prawidłowo, z odpowiednio dobraną mocą i parametrami zabiegowymi. Sytuację tę można porównać do dotknięcia gorącego garnka na ułamek sekundy. Poczujemy gorąco, ale się nie poparzymy. Gdybyśmy jednak dotknęli go i przytrzymali rękę kilka sekund dłużej, doszłoby do poparzenia - opisuje specjalistka.

Jak wygląda zabieg z wykorzystaniem lasera? Na początek znieczula się obszar zabiegowy, co trwa od kilku do kilkudziesięciu minut, w zależności od obszaru. Jednorazowo laserem zaleca się usunięcie tatuażu o wielkości nie większej niż dłoń pacjenta, dlatego często konieczne jest podzielenie zabiegu na etapy, w trakcie których usuwane są inne partie tatuażu. Na liczbę potrzebnych sesji zabiegowych ma wpływ wiele czynników, w tym kolor i nasycenie tatuażu (najtrwalszy jest żółty i zielony, a praktycznie niemożliwy do wywabienia - biały), obszar, na którym wykonano tatuaż, a także głębokość i typ zastosowanego barwnika. Co oczywiste, im głębiej jest on zlokalizowany, tym większe ryzyko, że światło laserowe nie wniknie wystarczająco głęboko. Trudniejsze do usunięcia są też tatuaże z części dystalnych (nadgarstek, okolice stawu skokowego, stopy), a najłatwiejsze - z okolic górnej części tułowia.

W pozbywaniu się tatuaży, zarówno kolorowych, jak i czarnych, najskuteczniejszy jest laser pikosekundowy. Emitowane przez niego impulsy są wyjątkowo krótkie, dzięki czemu są całkowicie bezpieczne dla skóry, a jednocześnie wysoce skuteczne. Wiązka laserowa rozbija barwnik na malutkie cząsteczki, które następnie, na drodze fagocytozy, są w łatwy sposób eliminowane z organizmu. Tak rozdrobniony barwnik zanika już po kilku sesjach. W przerwach pomiędzy poszczególnymi sesjami zabiegowymi trwa proces blednięcia tatuażu. Bardzo popularne na rynku lasery nanosekundowe wymagały większej liczby sesji zabiegowych - od 6 do 12, w odstępach co 6-8 tygodni. Tymczasem zastosowanie lasera pikosekundowego pozwala nawet dwukrotnie ograniczyć liczbę niezbędnych zabiegów oraz skrócić odstępy pomiędzy nimi nawet do 4 tygodni. W ogólnym rozrachunku skraca to nie tylko czas potrzebny do osiągnięcia pełnego efektu, ale i czas rekonwalescencji oraz per saldo całościowy koszt kuracji.

Pierwszy etap zabiegu polega na wytworzeniu w skórze mikrootworów (tuneli), które mają odprowadzać gromadzące się na skutek rozbicia barwnika gazy i parę wodną. Dzięki temu nie dochodzi do tzw. mrożenia, czyli sytuacji, w której zatrzymane w tkance blokowałyby działanie wiązki laserowej, a więc ograniczałyby skuteczność zabiegu. Drugi etap to rozbijanie barwnika na mniejsze cząsteczki na skutek wytwarzania w tkankach efektu fotoakustycznego. Powstałe na jego skutek cząsteczki rozbitego barwnika są tak małe, że układ limfatyczny i białe krwinki wydalają je w sposób naturalny.

Do kogo po pomoc?

Kiedy już podejmiemy decyzję o pozbyciu się tatuażu, po pierwsze powinniśmy poszukać wykwalifikowanego specjalisty, a po drugie szczegółowo omówić z nim wybór optymalnej dla nas metody: Najlepiej, by tego typu zabiegi wykonywane były w miejscach zatrudniających lekarzy, pielęgniarki lub inny wykwalifikowany personel medyczny, bądź też personel niemedyczny (np. kosmetolog) - po odbyciu odpowiednich szkoleń, ściśle współpracujący z lekarzem, w zakresie odpowiedniej kwalifikacji i opieki okołozabiegowej nad pacjentem - radzi dr Kamila Białek-Galas.

Niestety, w wielu miejscach zabiegami tymi zajmują się osoby bez odpowiedniej wiedzy o laserach, a w placówkach niemedycznych, gdzie usuwane są tatuaże, brak jest odpowiednich regulacji i wymogów, zobowiązujących zarówno personel do dokształcania się, jak i zarządzających salonem do zakupu odpowiednio certyfikowanych urządzeń. Placówki medyczne podlegają nadzorowi SANEPiD-u oraz Urzędu Wojewódzkiego, przez które są kontrolowane m.in. w zakresie regularnego serwisowania, kontroli bezpieczeństwa oraz spełniana wszelkich norm przez stosowane urządzenia medyczne.

W placówkach niemedycznych króluje często dewiza "klient nasz pan". Klient (nie pacjent!) czegoś oczekuje, więc dostaje to, czego chce. To chwytliwe hasło działa jednak tylko w teorii. W praktyce wygląda to tak, że gro zabiegów wykonywanych jest przy pomocy urządzeń do tego niesłużących, co skutkuje nie tylko słabym efektem, ale też powstawaniem nieestetycznej pamiątki w postaci blizny. A ta - w odróżnieniu od samego tatuażu - pozostanie już z nami na zawsze.