Mimo ryzyka i ostrzeżeń, wielu ludzi wchodzi na lodową taflę pokrywającą Zalew Zemborzycki (woj. lubelskie). Chociaż na lodzie widać pęknięcia, jeżdżą po nim motocyklami, wędkują, zdarzyło się nawet ognisko. Strażacy oceniają, że to igranie ze śmiercią.
Rano, zanim słońce mocniej ogrzeje powietrze, łatwiej dostrzec ludzi na zamarzniętym zalewie, niż na otaczających go alejkach. Po stronie Mariny na tafli siedzą wędkarze łowiący ryby w przeręblach.
Ja po lodzie nie chodzę, dlatego że nie chcę się utopić - mówi mężczyzna spacerujący z psem aleją Bryńskiego. Teraz to już odwilż, dodatnia temperatura. Przecież tutaj niedawno dwóch takich na łyżwach jeździło, hokej sobie tutaj odstawiali. Przecież to jest brak wyobraźni, rodzice chyba nie mają na nich wpływu - oburza się spacerowicz. Przyznaje, że takich sytuacji jest więcej. Chodzą, chodzą. O, widzi pan, wędkarze. Przecież już parę lat temu też był tu wypadek, że się lód załamał, wędkarz się utopił. Dziwię się, nie myślą ludzie, nie zależy im chyba na życiu, czy co - przyznaje w rozmowie z reporterem RMF FM.
Przecież widać, że ten lód jest spękany. To niebezpieczne - stwierdza inny przechodzień.
Na taflę wchodzą nie tylko wędkarze. W weekend ktoś jeździł tutaj motocyklem, widziana była także grupa dorosłych z dziećmi, którzy rozpalili na lodzie ognisko.
Strażacy nie mają wątpliwości, że takie rozrywki są bardzo niebezpieczne. Ponieważ nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy ten lód jest bezpieczny, jakiej jest grubości. Tym bardziej, że mamy plusowe temperatury, czyli ten lód będzie coraz bardziej kruchy, coraz bardziej niebezpieczny - mówi st. kpt. Andrzej Szacoń z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Lublinie. Dodaje, że wchodząc na lód można trafić na wykonane wcześniej przeręble. To ryzykowanie własnego zdrowia i życia - dodaje.
Nie można wykluczyć, że ten lód się załamie - powtarza Szacoń. Dodaje, że szczególnie ryzykowny jest scenariusz, w którym nie ma świadków takiego wypadku, więc nie ma kto wezwać na miejsce służb ratowniczych. A same służby, jak podkreśla rzecznik straży, też potrzebują czasu na dojazd.
Czy człowiek, który wpadnie do wody, ma szanse przeżyć? Jeżeli jeszcze unosimy się na wodzie, jesteśmy w stanie się uratować, wyturlać, wydostać na lód. Ważne, żeby potem nie stawać na lód, bo jest ryzyko, że znowu wpadniemy. Trzeba się czołgać, turlać do brzegu - dodaje Szacoń. I przyznaje, że nie można nakazać osobom wchodzącym na lód, aby z niego zeszły.