Sąd wydał wyrok w procesie policjantów z komisariatu w Piątku (Łódzkie). Mieszkańcy miasta za drobne kradzieże, łowienie ryb w lokalnym stawie, przechodzenie przez jezdnię w miejscu niedozwolonym czy spożywanie alkoholu w miejscu publicznym, a nawet za pojawienie się w czasie pandemii bez maseczki, byli karani przez policjantów wywożeniem do miejscowości odległych o kilka do kilkunastu kilometrów i tam pozostawiani. Jeden z mężczyzn po takiej interwencji zmarł. Główny oskarżony Kamil C. dostał wyrok 10 lat więzienia.

REKLAMA
zdjęcie ilustracyjne

Wyroki dla byłych policjantów

Sąd Okręgowy w Łodzi skazał byłego policjanta z komisariatu w Piątku Kamila C. na 10 lat więzienia. Dodatkowo na mężczyźnie ciąży 15-letni zakaz pracy jako funkcjonariusza organu powołanego do ochrony bezpieczeństwa publicznego. Musi on także zapłacić po 80 tys. zł zadośćuczynienia dla matki i brata mieszkańca Piątku, który zmarł po interwencji policjanta w kwietniu 2021 r.

Kamilowi C. w feralnym patrolu towarzyszyła funkcjonariuszka Małgorzata R. Usłyszała wyrok roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata oraz 10 lat zakazu pracy w policji i podobnych służbach. Musi także zapłacić łącznie 50 tys. zł zadośćuczynienia na rzecz rodziny pokrzywdzonego.

Pozostałych czterech oskarżonych sąd skazał na wyroki od ośmiu miesięcy do roku więzienia z warunkowym zawieszeniem i kary grzywny.

Tragiczna interwencja w Piątku

Do tragicznej interwencji doszło w kwietniu 2021 r. Według zapisów w służbowych notatnikach uczestniczących w niej policjantów Kamila C. i Małgorzaty R., mężczyzna nie stosował się do poleceń funkcjonariuszy, a następnie oddalił się z miejsca zdarzenia.

Sąd ustalił, że przebieg wydarzeń był inny. Pijany syn wywołał awanturę domową, groził matce śmiercią. Wezwani przez nią policjanci zastali mężczyznę śpiącego na materacu. Kamil C. miał go wtedy kopnąć w klatkę piersiową, a później za włosy i bluzę wyciągnąć z mieszkania.

Pokrzywdzony miał wtedy narzekać, że ma problemy z oddychaniem, co mogło wskazywać, że doznał złamania żeber. To korespondowało z późniejszymi wynikami sekcji zwłok mężczyzny. Biegli ustalili, że zmarły miał pękniętą śledzionę, masywny krwotok w jamie otrzewnej i złamane dwa żebra. Te obrażenia były powodem śmierci mężczyzny.

"W ocenie sądu obrażenia u pokrzywdzonego nastąpiły w wyniku kopnięcia przez oskarżonego. Powinien on zdawać sobie sprawę z możliwości spowodowania ciężkich obrażeń ciała i ich skutku w postaci śmierci" - uzasadniała wyrok sędzia Agnieszka Szeliga, uznając sprawstwo Kamila C.

Jednocześnie sąd uznał, że towarzysząca oskarżonemu funkcjonariuszka nie była w pokoju z oskarżonym, więc nie widziała, co tam zaszło, ale w notatniku służbowym poświadczyła nieprawdę, pisząc, że pokrzywdzony oddalił się z miejsca zdarzenia i nie stosował się do poleceń policjantów.

Od 4 lat w areszcie

Pozostali oskarżeni za przekroczenie uprawnień, wywożenie zatrzymanych poza Piątek i poświadczanie nieprawdy w notatnikach służbowych usłyszeli wyroki roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. Tylko w jednym przypadku sąd wydał wyrok ośmiu miesięcy więzienia z warunkowym zawieszeniem kary na dwa lata. Dla wszystkich oskarżonych orzekł 10 lat zakazu pracy jako funkcjonariuszy organu powołanego do ochrony bezpieczeństwa publicznego.

Wyrok nie jest prawomocny. Obrońcy zaraz po jego ogłoszeniu zapowiedzieli apelację. Pięcioro oskarżonych odpowiadało z wolnej stopy. Jedynie Kamil C. od niemal czterech lat przebywa w areszcie i wbrew złożonej przed sądem prośbie jego obrońcy, sąd nie uchylił mu aresztu tymczasowego.

Tak działali policjanci z Piątku

W toku śledztwa okazało się, że funkcjonariusze z komisariatu w Piątku częściej działali w podobny sposób, a interwencji takich nie zapisywali w notatnikach służbowych. Łącznie akt oskarżenia obejmował 20 podobnych przestępstw.

Mieszkańcy Piątku za drobne kradzieże, łowienie ryb w lokalnym stawie, przechodzenie przez jezdnię w miejscu niedozwolonym czy spożywanie alkoholu w miejscu publicznym, a nawet za pojawienie się w czasie pandemii bez maseczki, byli karani przez policjantów wywożeniem do miejscowości odległych o kilka do kilkunastu kilometrów i tam pozostawiani.

Sąd ustalił, że w niektórych sytuacjach dochodziło do użycia przemocy wobec zatrzymanych - bicia rękami lub pałką policyjną. Później w notatnikach służbowych interwencja nie była zanotowana albo jej przebieg opisany był w inny sposób.

Funkcjonariusze po postawieniu zarzutów zostali wydaleni ze służby.