Władze Helsinek ogłosiły, że przez ostatni rok w mieście nie zginęła ani jedna osoba w wypadku drogowym. „To m.in. efekt ograniczenia prędkości i skutecznej egzekucji przepisów” – mówi w Radiu RMF24 mł. insp. dr Mariusz Sokołowski, były rzecznik Komendy Głównej Policji. „W Helsinkach wszystkie elementy zagrały – od infrastruktury po świadomość kierowców. To temat do dyskusji dla całej Europy” – dodaje. Pytany, czy w Polsce przekonamy kierowców do tego, że wolniej może znaczyć bezpieczniej, odpowiedział: „kiedyś może tak”.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Władze Helsinek poinformowały, że w ciągu ostatnich 12 miesięcy w mieście nie zginęła żadna osoba w wyniku wypadku drogowego. To wyjątkowe osiągnięcie, zwłaszcza na tle innych europejskich metropolii, gdzie wypadki śmiertelne wciąż są poważnym problemem. Dla porównania, w 2024 roku w Berlinie zginęło 55 osób, a w regionie Brukseli - 9.
Jak podaje Politico, w 2023 roku ponad 7800 Europejczyków straciło życie w wypadkach drogowych w miastach UE.
Tymczasem w stolicy Finlandii zadbano o warunki, zapewniające odpowiednie bezpieczeństwo ruchu. O fińskim wyczynie pisaliśmy TUTAJ.
Jak to możliwe?
Mł. insp. dr Mariusz Sokołowski, były rzecznik prasowy Komendy Głównej Policji tłumaczył w internetowym Radiu RMF24, że ci, którzy odpowiadają za bezpieczeństwo w ruchu drogowym w Helsinkach, mówią o dwóch elementach.
Po pierwsze o ograniczeniu prędkości. Proszę sobie wyobrazić, ale Helsinki zdecydowały się na to, żeby ograniczyć prędkość na drodze do 30 kilometrów na godzinę. (...) Mówią, że w przypadku zdarzenia w ruchu drogowym jest to dwukrotnie bezpieczniejsze dla pieszych przede wszystkim. Mówią również także o skutecznej egzekucji tego przepisu - wyjaśnił.
Jak dodał, istotne było również zachęcanie mieszkańców Helsinek do tego, by korzystali częściej z komunikacji miejskiej i pozostawili swoje samochody na parkingach.
Przyznał przy tym, że w Helsinkach zamontowano również kilkadziesiąt fotoradarów w newralgicznych miejscach. Finowie mówią o 70 nowych fotoradarach.
Egzekwowanie przepisów
Zdaniem eksperta, istotna jest też mobilizacja funkcjonariuszy ruchu drogowego, którzy nadzorują to, co dzieje się na drogach.
Jeżeli do świadomości kierowców dochodzi fakt, że nie warto przekraczać przepisów ruchu drogowego, nie warto jechać szybciej, bo to będzie wiązało się na pewno z nieuchronnością kary, to efekt osiągnięto. Ruch odbywa się wolno, a co za tym idzie, nawet jeżeli dochodzi do niebezpiecznych sytuacji, to przy takiej prędkości kierujący jest w stanie wyhamować i nawet jeżeli dochodzi do zderzenia, to skończy się na obrażeniach ciała, a nie na śmierci człowieka - zaznaczył.
„Na drogach Polski nadal trwa gonitwa”
Zdaniem rozmówcy Radia RMF24 Skandynawia ma to do siebie, że tam kierowcy jeżdżą bezpieczniej.
Pamiętam także między innymi doświadczenie ze Szwecji, kiedy było ograniczenie do 50 kilometrów na godzinę, kierowcy jechali 47-48. Nikomu nie przychodziło do głowy, że można odrobinę przekroczyć tę prędkość. To była także prędkość taka, jaka jest wymagana i nawet nie było tam policji. Ale policja, kiedy rozmawialiśmy z nią, odpowiadała nam, że jeżeli dochodzi do sytuacji, że ktoś jedzie w sposób brawurowy, ktoś łamie te przepisy, to inni kierujący dzwonią do nich i wtedy oni muszą wyjechać i zadziałać wobec takiego człowieka - podkreślił.
Zaznaczył, że "na polskich drogach trwa gonitwa".
„Wizja zero”
O "wizji zero", czyli wizji ograniczenia ofiar śmiertelnych w wypadkach do zera, mówi się w Unii Europejskiej. Pamiętam - w 2005 roku w Polsce już powstał pewien program dotyczący bezpieczeństwa ruchu drogowego. Zakładano, że o połowę zostanie ograniczona liczba ofiar śmiertelnych. Nie udało się tego zrobić. Zresztą podobnie nie udało się Unii Europejskiej, która co pewien czas przesuwa te wymogi "wizji zero" na rok 2010, potem 2020, teraz na 2030, gdzie mamy ograniczyć o połowę liczbę wypadków śmiertelnych na drogach europejskich. No ale jak widać, nie idzie to łatwo - powiedział Sokołowski.
Według niego, w Polsce ryzyko wpadnięcia w sito kontrolne policjantów ruchu drogowego jest małe, bo brakuje funkcjonariuszy.
Pytany o to, czy przekonamy kierowców w Polsce do tego, że wolniej może znaczyć bezpieczniej, odpowiedział: "kiedyś może tak".
Natomiast jeszcze dzisiaj niestety nie. Cały czas mówi się o podnoszeniu odpowiedzialności za wykroczenia w ruchu drogowym. Natomiast samo podniesienie kar nie wystarczy. To, co jest istotne w tym, żeby zmienić świadomość kierujących, to jest nieuchronność kar i szybkość ich wymierzenia. Jeżeli kierowca wiedziałby, że łamiąc przepisy ruchu drogowego, wpadnie w to sito kontroli policyjnych, że będzie odpowiadał za to i to nastąpi bardzo szybko, to będziemy jeździć bezpieczniej, będziemy jeździć spokojniej. Proszę mi wierzyć, że polski obywatel, który jedzie w sposób brawurowy, pojedzie do Helsinek i będzie trzymał się tych 30 kilometrów na godzinę w Helsinkach. A u nas nie potrafi 50 jechać, bo będzie musiał jechać szybciej - zauważył mł. insp. dr Mariusz Sokołowski, były rzecznik Komendy Głównej Policji.