​Pięciokrotny zdobywca Grammy, nazywany także Księciem Ciemności, 19 października po raz drugi w swojej karierze zostanie wprowadzony do Rock and Roll Hall of Fame. Ale Ozzy Osbourne ma jeszcze jedno skrywane do niedawna marzenie. Przyznał niedawno, że chciałby zostać uhonorowany najważniejszą filmową nagrodą, statuetką Oscara.

Lider zespołu Black Sabbath uchodzi za niekwestionowaną legendę muzycznej sceny, a sympatię tych, którzy nie gustują w mocniejszych brzmieniach zapewniło mu jego rodzinnie reality-show, "Rodzina Osbourne'ów". 

Można powiedzieć, że w swojej karierze artysta osiągnął wszystko. Nic bardziej mylnego. Podczas ostatniego odcinka programu "Ozzy Speaks" muzyk został zapytany o to, czy jest jeszcze coś, co chciałby osiągnąć w swoim życiu zawodowym. Oscara - odparł 75-latek bez zbędnego zastanowienia. 

Gdy współgospodarz audycji Billy Morrison, zwrócił mu uwagę, że aby sięgnąć po tę nagrodę trzeba zagrać w docenionym przez krytyków i jury filmie, Ozzy szybko wyprowadził go z błędu. Zapytałeś mnie jakiej nagrody nie dostałem. Więc odpowiadam, Oscara. Poza tym nie trzeba grać w filmie, Elton John dostał statuetkę za piosenkę - stwierdził.

Jak widać artysta ma jeszcze kilka ambitnych celów przed sobą, ale na razie najważniejszym jest chęć powrotu na scenę. Niestety ta perspektywa wciąż wydaje się bardzo odległa. 

Wokalista Black Sabbath ma za sobą siedem operacji kręgosłupa, a jego formę dodatkowo osłabia choroba Parkinsona, którą zdiagnozowano u niego w 2003 roku. 

Mimo to artysta zapewnia, że dokłada wszelkich starań, by móc ponownie stanąć na scenie. Niedawno rozpoczął terapię komórkami macierzystymi, która ma pomóc choć trochę zahamować postępującą, zwyrodnieniową chorobę ośrodkowego układu nerwowego.

Chciałbym zagrać choć jeden koncert bez przewracania się - stwierdził w niedawnej audycji.