Niewydolność serca nabiera coraz większego znaczenia ekonomicznego, przynosząc straty gospodarcze związane m.in. z absencją i zmniejszoną produktywnością chorych – wskazują eksperci.

Instytut Innowacyjna Gospodarka podjął próbę oszacowania kosztów gospodarczych niewydolności serca, wykraczających poza nakłady Narodowego Funduszu Zdrowia na leczenie. Aż pięciokrotnie wyższe od nich są koszty pośrednie - koszty rent i zasiłków, utracona produkcja, brak wpływów z PIT i VAT - przekazała dyrektor zarządzająca Instytutu dr Agnieszka Sznyk.

W raporcie wskazano, że wartość środków, które z powodu niewydolności serca wydatkuje NFZ rosła (średniorocznie o ok. 9 proc.) z poziomu 757,4 mln zł w 2014 r., do 824,3 mln zł w 2015 r. i 900 mln zł w 2016 r. Stanowiło to 1,3-1,4 proc. środków, przeznaczanych przez płatnika na świadczenia zdrowotne. Ok. 90 proc. wydatków pochłonęło leczenie szpitalne.

Jak zauważono, szacunki te dotyczą tylko wydatków NFZ. Tymczasem, jak dodano, istotne obciążenie stanowić mogą wydatki gospodarstw domowych, które dotyczą prywatnego finansowania leczenia, w szczególności ambulatoryjnej opieki specjalistycznej i leków. Skala tych wydatków - jak wskazują autorzy raportu - pozostaje nieznana.

Według raportu Instytutu, całkowite koszty niewydolności serca wyniosły w 2015 r. 3,9 mld zł (w 2014 r. - 3,6 mld zł). Złożyły się na nie nie tylko wydatki na leczenie, ale także koszty rent i zasiłków oraz utracone korzyści i wpływy podatkowe.

W raporcie podano, że roczne wydatki na świadczenia z ubezpieczeń społecznych, związane z niezdolnością do pracy z powodu niewydolności serca, wynoszą ok. 190 mln zł (86 proc. to wydatki na renty z tytułu niezdolności, a 13 proc. - wydatki na absencję chorobową. Przykładowo, z powodu niewydolność serca w 2015 r. 9,5 tys. osób co najmniej raz przebywało na zwolnieniu lekarskim. W tej liczbie 7,8 tys. stanowili mężczyźni. 44 proc. zaświadczeń dotyczyło osób w przedziale 50-59 lat, zaś 24 proc. stanowił przedział 60-64 lata.

Choroby wpływają na gospodarkę, na standard życia poprzez wielkość produktu krajowego brutto, podstawową miarę wzrostu rozwoju gospodarczego. (...) Choroba kosi straszliwie, nie tylko pacjentów i ich rodziny, ale także i gospodarkę, a w jej ramach także finanse publiczne - wskazywała prof. Ewelina Nojszewska ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.

Odnosząc się do faktu, iż 90 proc. wydatków pochłonęło leczenie szpitale, profesor stwierdziła, że w "ekonomiście rodzi się pytanie, czy wszystkie przypadki i wszystkie etapy leczenia musiały odbywać się w szpitalu, czy część można było leczyć ambulatoryjnie, co oznacza mniejszy stres dla pacjenta i niższe koszty". "Analiza pokazuje, że jeśli oszczędzamy na kosztach bezpośrednich - na kosztach leczenia, to powoduje to ogromny wzrost kosztów pośrednich" - podkreśliła.

Uczestnicy wtorkowego spotkania przypominali o podpisaniu w sobotę, w Krakowie deklaracji, wzywającej do realizacji Narodowego Programu Prewencji i Leczenia Niewydolności Serca.

Oceniono w niej, że niewydolność serca jest epidemią XXI wieku. Podano, że liczba osób z niewydolnością serca sięga w Polsce 1 mln osób i co roku stwierdza się ok. 220 tys. nowych przypadków. Cierpią nie tylko starsi, ale coraz młodsi. Liczba hospitalizacji sięga 180 tys. rocznie, a ok. 60 tys. chorych umiera. Główne czynniki ryzyka niewydolności serc to: nadciśnienie tętnicze, cukrzyca i choroba niedokrwienna serca.

(ag)