W cyklu Twoje Zdrowie w Faktach RMF FM zajmujemy się dziś uzależnieniami. Jak działa na nas alkohol? "Kora przedczołowa jest uszkadzana. Pierwszą rzeczą, która siada, jest empatia. Bardzo uszkodzona i nadwyrężona jest też zdolność uczenia się na własnych błędach" - tłumaczy w rozmowie z Magdaleną Wojtoń Robert Rutkowski - terapeuta uzależnień i autor takich książek jak "Oswoić narkomana" i "Pułapki przyjemności". "Alkohol rozleniwia mózg. Nie chce nam się produkować naszych własnych 'narkotyków' " - podkreśla ekspert. "Destrukcja trwa lata. Funkcjonujemy na pół gwizdka, ale nie wypadamy z ról społecznych. Nie trzeba być alkoholikiem, by żyć na pół gwizdka" - ostrzega. "Nam się wydaje, że się odcinamy od świata zewnętrznego, że się resetujemy. Tutaj nie ma resetu żadnego - to jest tak naprawdę zatrucie organizmu aldehydem kwasu octowego" - zauważa Rutkowski. Opowiada też o swoich doświadczeniach z pracy z pacjentami zmagającymi się z uzależnieniem i mitach związanych z naszym podejściem do alkoholu.
- Czy alkohol poprawia humor
- Jak picie alkoholu wpływa na nasz mózg
- Jak pomóc bliskiej osobie, która pije za dużo
- Co Robert Rutkowski mówi swoim pacjentom, którzy przyznają, że mają problem z alkoholem
- Jak można zdefiniować uzależnienie od alkoholu
- Na czym polega "zdrada biochemiczna"
- Czym tak naprawdę jest rausz
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Przeczytaj fragmenty rozmowy Magdaleny Wojtoń z Robertem Rutkowskim
Magdalena Wojtoń, RMF FM: Na Facebooku mojego kolegi zobaczyłam taki post. "Od paru miesięcy nie spożywam alkoholu, ale dalej chodzę na imprezy. Zazwyczaj kilka razy w ciągu wieczoru otrzymuję propozycję walnięcia bani. Jak tłumaczę, że nie piję, słyszę pytanie: Jesteś alkoholikiem? To jest o tyle ciekawe, że jak chlałem na umór, to nikt mi tego pytania nie zadawał".
Robert Rutkowski: To jest bardzo symptomatyczne i diagnostyczne, pokazujące też stan kondycji naszego społeczeństwa - nie tylko polskiego. Jesteśmy z krwi i kości Europejczykami i jak przystało na prawdziwych Europejczyków, po europejsku się odurzamy. Jestem dość częstym gościem w różnego rodzaju miejscach w Europie i mam też pacjentów na Skype'ie, z którymi pracuję, z różnych zakątków Europy. Zewsząd płynie ten sam sygnał: pijemy. Ja to nawet nazywam mechanizmem resetu anglosaskiego. To jest Nowy Jork, Londyn, Sztokholm, Warszawa. Reset anglosaski polega na tym, że jest piątek - weekendu początek, a właściwie już w czwartek zaczyna się myślenie o piątku. Piąteczek, piątunio - znamy to z przestrzeni publicznej. Jest "rura" - mówiąc kolokwialnie - bardzo często w entourage'u znamienitych, drogich trunków, które są używane głównie po to, żeby się odciąć. Nam się wydaje, że się odcinamy od świata zewnętrznego, że się resetujemy. Tutaj nie ma resetu żadnego - to jest tak naprawdę zatrucie organizmu aldehydem kwasu octowego. Wiedza na temat samego alkoholu jest coraz większa, ale im coraz większa wiedza na temat tego, czy jest alkohol i po co się go używa, tym coraz większy dyskomfort. Im większy dyskomfort, tym większą mamy chęć, żeby się od tego dyskomfortu odciąć. Im większą mamy wiedzę na temat alkoholu, tym chętniej go pijemy.
Alkohol poprawia humor?
Czy poprawia humor? Na pewno jesteśmy wtedy osobami bardziej wzbudzającymi wesołość innych uczestników libacji.
Jesteśmy z krwi i kości Europejczykami i jak przystało na prawdziwych Europejczyków, po europejsku się odurzamy
Ale my też czujemy się lepiej. Czujemy się ładniejsi...
Patrzymy również na innych nam podobnych. Następuje wspólnotowość uczestniczenia w jakichś harcach. Sięgnijmy po semantykę. "Rausz" - funkcjonuje w języku polskim to słowo. Używane jest w kontekście czego?
Bycia wesołkiem? Uśmiechniętym, tańczącym na imprezie?
Tak, tak. Jak by zerknąć do słownika i zobaczyć, co po niemiecku oznacza "Rausch", to mina nam rzednie - otępienie. Jak jest po francusku? "Courage" - odwaga. Człowiek staje się odważniejszy i otępiony. Robi rzeczy, które rozum by odciął. To jest kwestia pewnego rodzaju granicy. My tak naprawdę rozmawiamy o tym, jaką ilość trucizny należy przyjąć, żeby nie przesadzić z uszkodzeniem pewnych ośrodków w naszym mózgu.
Człowiek staje się odważniejszy i otępiony. Robi rzeczy, które rozum by odciął
Alkohol uszkadza pewne obszary naszego mózgu?
Oczywiście, że uszkadza.
Trwale czy na chwilę?
Uszkadza na chwilę. Jeżeli my to powtarzamy, to staje się to jakimś powtarzanym uszkadzaniem. To jest podobnie jak się skaleczyć. Jeżeli się skaleczymy w palec to on się zabliźni. Ale próbujmy się w ten palec kaleczyć codziennie.
Będzie blizna.
Będzie blizna. Podobnie jest z mózgiem. Kora przedczołowa, otoczka mielinowa jest uszkadzana. Nie tylko w okresie dorastania. Otoczka mielinowa jest izolatorem połączeń międzyneuronowych. Jeżeli ona jest ciągle uszkadzana to w końcu te nasze neurony przestają prawidłowo funkcjonować.
Co się wtedy dzieje z nami, z naszym zachowaniem?
Jesteśmy mniej sprawni na poziomie komunikacyjnym. Nie chodzi o działanie samego alkoholu w trakcie konsumpcji i po jego spożyciu. Wtedy ten stan staje się atrakcyjny, bo wyłączamy myślenie o naszych problemach. Alkohol można nazwać lekarstwem, bo jest używany w celu, w jakim używamy lekarstwa. Chodzi o to, żeby zmniejszyć sobie ból egzystencjalny.
"Stajemy się niewolnikami pewnego rytuału"
Pan powiedział, że alkohol uszkadza korę przedczołową. Czyli emocjonalnie siadamy?
Empatia. Pierwszą rzeczą, która siada, jest empatia, czyli współodczuwanie. Kolejną rzeczą, która jest bardzo uszkodzona i nadwyrężona jest zdolność uczenia się na własnych błędach, zdolność autorefleksji.
Nie mówię tu o osobach uzależnionych. Żeby była jasność, ja mówię o tzw. weekendowych konsumentach, którzy nie podpadają w ogóle pod diagnostykę. Piąteczek, piatunio, weekendowe picie powoduje to, że my się stajemy niewolnikami pewnego rytuału. Ja przed wieloma laty, kiedy bardzo się zaprzyjaźniłem z alkoholem, uświadomiłem sobie, że ten alkohol spełnia ważną rolę w moim życiu. To był splot wielu okoliczności, bardzo nieprzyjemnych. Pierwsze małżeństwo mi się rozsypało, miałem poczucie winy, trochę szukałem azymutu. Alkohol zaczął mi towarzyszyć. Wszystko w entourage'u przyjacielskich kontekstów. Nie było to " łojenie" do nieprzytomności. Uświadomiłem sobie jednak wtedy taką rzecz: ja w czwartek myślę już o tym, że będzie piątek i spotkam się z moimi przyjaciółmi. To akurat było środowisko muzyków, artystów, warszawski underground. To środowisko lubiło pływać w alkoholu. Wszystko się odbywało w kontekście bólu istnienia, bo to ludzie więcej czujący, bardzie wrażliwi. Uświadomiłem sobie, że w piątek oddawaliśmy się naszym uciechom, w sobotę człowiek poprawiał, bo miał jeszcze wolną niedzielę. W niedzielę było umieranie. W poniedziałek człowiek wstawał nadszarpnięty, nadwyrężony, siłą inercji jakoś funkcjonował. We wtorek jako tako. Tak naprawdę jedynym dniem wolnym od tych konsekwencji była środa, bo w czwartek już zaczynało się myśleć. Powtórzę, ja nie byłem wtedy alkoholikiem. Ja byłem normalnie funkcjonującym konsumentem alkoholu, który lubił weekendowy stan.
"Nie trzeba być alkoholikiem, by żyć na pół gwizdka"
Jak alkohol wpływa na hormony szczęścia, serotoninę, dopaminę?
Ja to nazywam "zdradą biochemiczną". Masz mózg dostaje raz na jakiś czas bardzo silną substancję psychoaktywną, o niebywale silnym potencjale uzależnieniowym. Jego nawet mała ilość powoduje zatrucie aldehydem kwasu octowego. Obojętne, czy my wypijemy piwo, lampkę wina czy pół litra, zawsze się w naszym organizmie pojawi jakaś ilość tego aldehydu, który uszkadza komórki wątroby, otoczkę mielinową. Natomiast mózg dostaje informacje, że jest w moim organizmie substancja, która "poprawia" nam nastrój, bo nas przytępia. Poprawienie nastroju po alkoholu polega głównie na przytępieniu, które głuszy zdolność mózgu do produkowania naszych naturalnych neurohormonów: oksytocyny, fenyloetyloaminy, endorfin, serotoniny, dopaminy....
Czyli mózg się rozleniwia...
Brawo. Atrofia. Alkohol rozleniwia mózg. Nie chce nam się produkować naszych własnych "narkotyków". Dlaczego alkohol jest w takim razie legalny?
Dlaczego?
Dlatego, że ta destrukcja trwa lata. Funkcjonujemy na pół gwizdka, ale nie wypadamy z ról społecznych. Człowiek przeżyje całe swoje życie i nie zdaje sobie sprawy, że mógłby je przeżyć o jeden poziom wyżej. Nie trzeba być alkoholikiem, by żyć na pół gwizdka.
Destrukcja trwa lata. Funkcjonujemy na pół gwizdka, ale nie wypadamy z ról społecznych
"Im większą przerwę sobie zrobimy, tym bardziej do nas dociera toksyczne działanie alkoholu"
Po czym poznać, że ktoś ma problem z alkoholem, że to nie jest już tylko wyjście na imprezę, tylko rzeczywiście ta lampka się zapala?
Najpierw to czuje bliski.
Ale po czym można to poznać? Jakie są symptomy?
Hierarchia ważności spraw. Wczoraj miałem w gabinecie bardzo poważnego mężczyznę, starszego ode mnie, który prowadzi duże interesy. Nie pił rok. Teraz nagle mu się przypomniało, że jest alkohol i skoro tyle nie pije, to już ten temat ma opanowany. Spotkaliśmy się po przerwie w terapii - on stwierdził, że już sobie świetnie radzi. Nagle przyszedł do mnie po 16 dniach picia codziennie butelki wódki. Poważny facet - garnitur, gość jest niezwykle skuteczny w biznesie... W tym kawałku się kompletnie rozjechał. On przychodzi do mnie i mówi: "Panie Robercie, ja piję z żoną wino, po czym udaję, że idę na siku, idę do lodówki niby po coś, a sobie wlewam setkę wódki, żeby się jeszcze bardziej zgłuszyć". To pokazuje, na czym polega to uszkodzenie mózgu. Ktoś może powiedzieć - no tak, ten człowiek jest ortodoksem, jest nawiedzony. Ja nie jestem abstynentem. Ja nie daję się wpisać w grupę ludzi, którzy nie piją alkoholu i wojują przeciwko alkoholowi. Ja się mogę alkoholu napić, tylko że ja nie chcę. Jak się napiję dzisiaj alkoholu to mi nic nie będzie. Po prostu wiem, że następnego dnia będę się troszeczkę gorzej czuł. To działa w ten sposób, że im większą przerwę sobie zrobimy z alkoholem, tym bardziej do nas dociera jego toksyczne działanie. Jak ktoś pije sobie zwyczajowo - raz w tygodniu, dwa razy w tygodniu albo nawet raz na dwa-trzy tygodnie to nie dostrzega takiej różnicy.
"Alkohol jest viagrą emocjonalną"
Ja mam 55 lat. Wyobrażam sobie taką sytuację, że jestem gdzieś na przyjęciu, są moi rówieśnicy, starsi ode mnie... Nagle któryś z panów bierze szklankę, puka w nią: "Przepraszam, chciałem coś ogłosić. Dzisiaj wieczorem planuję odbyć stosunek płciowy z moją małżonką i będę wspierał się pigułką na potencję" - tutaj pada nazwa tej pigułki. "Tylko to chciałem ogłosić. Dziękuję bardzo". Co ma jedno z drugim wspólnego? To jest ogłoszenie światu o swojej słabości. O tym, że pewne mechanizmy u tego mężczyzny "nie trybią", że już ma konieczność, żeby się wesprzeć farmakologią. Teraz wracamy do alkoholu. Czym jest picie alkoholu?
Po naszej rozmowie powiedziałabym, że chęcią oderwania się od rzeczywistości.
Czyli pokazaniem światu, że nie radzę sobie sam ze sobą. Że muszę mieć protezę.
Tak jest.
Alkohol jest viagrą emocjonalną. Po prostu - jest viagrą emocjonalną.
"Nie masz problemu z alkoholem - masz problem ze sobą"
Środowiska abstynenckie zgodziły się na to, żeby uważać siebie za osoby chore. Eksponują ten fakt, że są alkoholikami zakładając, że ci, co piją, są zdrowi. Uznano, że można pić alkohol w sposób kontrolowany. Ludzie mają pełne prawo robić, co im się podoba ze swoim życiem - mogą pić, palić co chcą - to jest kwestia wyboru. Ale nie zapominajmy o kontekście. Ten sam alkohol dla jednego - Jasia Kowalskiego - będzie trucizną, która spowoduje u niego po jakimś okresie zatruwania organizmu ciężką depresję. Alkohol jest bardzo silną substancją depresjogenną. Ale jest osoba, jego kolega, który nie ma pęknięć w sobie. Jest wyposażony przez rodziców w bezwarunkową akceptację, dobrze się czuję sam ze sobą. Nie ma kompleksów. On się napije alkoholu, tylko ten alkohol jemu nic nie załatwia. Problem jest wtedy, kiedy ten alkohol nam coś załatwia. To co pani powiedziała - ja się nagle czuję bardziej elokwentny po alkoholu. Ta sama substancja dla jednego jest zła, dla innego jest dobra. To dopiero człowiek tworzy z tą substancją stan finalny. My zwykliśmy mówić: czy marihuana jest dobra czy zła? Alkohol jest dobry czy zły? Kokaina jest dobra czy zła? Nie mamy tak? Mamy tak. Zapominamy o czynniku ludzkim. Dopiero połączenie człowieka z daną substancją daje efekt końcowy.
Jeżeli przychodzi do pana pacjent i mówi: mam problem z alkoholem...
Co ja odpowiadam? Nie masz problemu z alkoholem - masz problem ze sobą. To jest początek całej terapii. Człowiek mówi: Mam problem z alkoholem - przenosi wszystkie swoje niedoskonałości na alkohol, że to on jest winien. Nie - to ty jesteś winien. To w twoim życiu są jakieś niedociągnięcia, jakieś pęknięcia, które spowodowały to, że masz kompulsywne sięganie po tę akurat substancję.
Alkohol jest bardzo silną substancją depresjogenną
"Przyjemności są różne"
Jeżeli człowiek chce coś zmienić to jednym z podstawowych elementów jest - mówiąc kolokwialnie - zmiana dilera. Przyjemności są różne. W miejsce alkoholu może się pojawić puszczanie latawców, pisanie wierszy... Różne rzeczy można robić. Ja do pracy jeżdżę jak już jest ciepło motocyklem. Wystarczy mi się przemieścić z punktu A do punktu B motocyklem i już jest wystarczający haj. To nie musi być Mount Everest.
Wszystko to, czego potrzebujemy, jest w nas samych. Pierwszym krokiem normalnego, szczęśliwego życia jest zrozumieć, że to wszystko jest w nas samych.
(rs)