Szczepienia dzieci od kilku lat wzbudzają kontrowersje. Jak mówią dane Głównego Inspektoratu Sanitarnego w 2016 roku aż 28 tysięcy osób uchyliło się od obowiązkowych szczepień ochronnych. Problem cały czas rośnie, a jeśli będzie utrzymywał się przez dłuższy czas, może doprowadzić do epidemii wielu groźnych chorób.
Problem staje się coraz poważniejszy. Jeszcze kilka lat temu odmów szczepień było tylko kilka tysięcy. Wzrost tej liczby jest związany z rozwojem ruchu antyszczepionkowego, który zaczął rozwijać się kilkanaście lat temu.
Wszystko zaczęło się w 1998 roku od artykułu doktora Andrew Wakefielda, który ukazał się w czasopiśmie "The Lancet". Opisywał on historię, kiedy do szpitala w Londynie trafiły dzieci, u których po przyjęciu szczepionki MMR (przeciwko odrze, śwince i różyczce) miały pojawić się objawy autyzmu. Jak się okazało po latach, badania lekarza były naciągane, a wyniki wypaczały całą sprawę. Czasopismo odwołało artykuł, doktor został wykluczony z zawodu, ale ruch antyszczepionkowy był już bardzo silny.
Szczepionki zawierają antygeny, czyli substancje pobudzające układ odpornościowy do wytworzenia ochrony przeciwko wirusom i bakteriom, które mogą wywoływać poszczególne choroby. Są one produkowane na bazie żywych i nieżywych drobnoustrojów. Podanie takich szczepionek nie stanowi zagrożenia dla zdrowia dziecka, a przyczynia się do wytworzenia przez układ odporności niezbędnych przeciwciał.
Niezaszczepiony organizm podczas kontaktu z wirusem spotyka się z nim po raz pierwszy i nie posiada nabytej odporności. Nie jest on zupełnie bezbronny, ale jego odpowiedź immunologiczna może być zbyt późna i słaba, żeby zwalczyć czynnik zakaźny.
Dlatego ważne jest, żeby regularnie szczepić swoje dziecko. Każdego roku zmienia się lista szczepień obowiązkowych dla dzieci. Zmienia się ona w zależności od badań epidemiologicznych i chorób, które występują. Aktualną listę na 2017 rok można sprawdzić na stronach Głównego Inspektoratu Sanitarnego.
Michał Dobrołowicz, RMF FM: Dlaczego powinniśmy szczepić dzieci i co grozi, jeśli nie szczepimy?
Dr n. med. Ewa Duszczyk, Warszawski Uniwersytet Medyczny: Choroby zakaźne znane są od zarania ludzkości i często zapominamy, jak wielkie zbierały żniwo. W rodzinie mojego taty dzieci umierały z powodu odry. Znam dwie pary bliźniąt, które odeszły właśnie z tego powodu. Choroby zakaźne łączą się nie tylko z ciężkim przebiegiem i powikłaniami, ale też ze zgonami. Zapomnieliśmy, jak dzieci zabijały błonica, odra, koklusz i tężec. W związku z tym lepiej się przygotować na wroga, niż potem cierpieć. Szczepionki budzą obecnie pewien niepokój zwłaszcza w efekcie działania ruchów anty-szczepionkowych, które uważają, że szczepionki są niepotrzebne, bo chorób zakaźnych nie widać. Rzeczywiście nie widać, bo szczepimy się.
W krajach, w których na przykład zaniechano szczepień przeciwko poliomyelitis, czyli chorobie Heinego-Medina, choroba wróciła. Jeżeli przestaniemy szczepić, to doprowadzimy do sytuacji, która ma obecnie miejsce w Niemczech czy Rumunii, które przestały szczepić przeciwko odrze. Wybuchły epidemie i w Rumunii notowane są zgony, podobnie jest we Francji i w Bułgarii. A przecież tej chorobie można zapobiec.
Ile czasu potrzebuje choroba, żeby wrócić?
Jeżeli przestajemy szczepić, to choroba wraca wraz ze spadkiem liczby zaszczepionych. Co dają szczepienia? Zaszczepienie jednostki chroni jednostkę. Zaszczepienie populacji, a więc przynajmniej 90 procent, daje odporność zbiorową, czyli dookoła krąży mniej wirusa czy bakterii. Korzystają z tego zjawiska ci, których nie możemy zaszczepić, bo mają poważne przeciwwskazania, albo wiek nieodpowiedni do szczepienia. Korzystają z tego ci, których jeden z moich kolegów nazwał "pasożytami immunologicznymi", bo nie chcą się szczepić. Jeżeli liczba zaszczepionych przekracza 90 procent, to choroba jeszcze nie wróci, a jeżeli spada zwłaszcza poniżej 80 procent, choroba wraca. W latach jest to rozłożone różnie, bo różnie narasta liczba nieszczepionych. Ale czasami wystarczy 4-5 lat i choroba wraca.
Czy wśród Polaków widać nieufność wobec jakiejś konkretnej szczepionki?
Badania ankietowe przeprowadzane wśród rodziców wykazały, że około 90 procent osób wierzy w szczepienia, chce szczepić i uznaje tę metodę walki z chorobami zakaźnymi za najbardziej wskazaną (badania przeprowadzane na oddziałach szpitali pediatrycznych wśród rodziców noworodków - przyp. red.). Część osób jest nieufnych i dlatego lekarze nie powinni się obrażać, że w powodzi tych różnego rodzaju informacji w internecie, oni mają wątpliwości. Rolą lekarzy jest rozwianie tych wątpliwości. Około 4-5 procent osób to pacjenci zdeklarowani na nieszczepienie w ogóle i te osoby nie podejmują żadnej dyskusji. One przychodzą do lekarza tylko utwierdzić się w przekonaniu, że robią dobrze nie szczepiąc. Te pozostałe 5 procent to są osoby, które decydują się na niektóre tylko szczepionki, bo uważają, że te są ważne, a inne mniej ważne.
W związku z tym, że w swoim czasie w internecie ukazała się informacja o tym, że szczepionka przeciwko odrze, śwince, różyczce powodowała autyzm, zaufanie do tej szczepionki naprawdę spadło, po czym okazało się, że praca dotycząca tej szczepionki była oszustwem naukowym i praca została wycofana, ale już w Wielkiej Brytanii zebrało to żniwo, ponieważ pojawiła się epidemia odry. Nie potwierdzono w żadnym porządnym badaniu klinicznym takiego wpływu. Oczywiście, że rodzice boją się też szczepień, ponieważ jest to działanie poprzez ukłucie, bo dziecko będzie bolało, że będzie miało stan podgorączkowy lub gorączkę.
Można sobie poradzić jakoś z tymi obawami?
Ależ oczywiście. Jeżeli dziecko ma powyżej trzech miesięcy, rodzice boją się ukłucia, zawsze można zakupić plaster emla. Czyli taki znieczulający plaster. Jest jedna uwaga: nie należy samemu naklejać. Rodzice czasami naklejają go w złych miejscach.
To ma zrobić lekarz lub pielęgniarka?
To ma zrobić pielęgniarka, która szczepi. To zmniejsza troszkę ból. Ale zawsze powinien być w domu środek przeciwgorączkowy, przeciwbólowy i lekarz powinien podać dawkę takiego leku, żeby dziecku można było pomóc. Są dzieci na przykład, które po pierwszym szczepieniu zareagowały bardzo wysoką gorączką. Dopuszczalne jest podanie paracetamolu przed szczepieniem. Żeby zlikwidować, zminimalizować ryzyko bardzo wysokiej gorączki. Rodzic czasami mnie pyta: a po co szczepić przeciwko, na przykład, meningokokom, jeśli dziecko będzie wysoko gorączkowało? Zawsze odpowiadam: chyba lepsza dla dziecka jest nawet sytuacja, kiedy dwa dni będzie miało gorączkę od sytuacji, w której zachoruje na chorobę, która stanowi ryzyko utraty zdrowia i życia.
Które szczepionki wywołują podobne kontrowersje, obawy?
Przede wszystkim szczepionka przeciw odrze, śwince, różyczce. Dużo było niejasności na temat szczepionki przeciwko wirusom brodawczaka ludzkiego. Generalnie ludzie boją się troszkę szczepionki przeciw gruźlicy i pytają: dlaczego w Anglii noworodki nie są szczepione, we Francji nie są, w Skandynawii nie są. To wynika w Polsce z przyczyn epidemiologicznych, ponieważ sytuacja z gruźlicą jest lepsza. Ta szczepionka ma najwyższą skuteczność w ochronie najmłodszych przed dwiema inwazyjnymi postaciami gruźlicy: przed prosówką, czyli gruźlicą prosówkową i gruźliczym zapaleniem opon.
Pani doktor, jak pani w gabinecie lekarskim zachęca rodziców do tego, żeby zaszczepili swoje dziecko?
Zawsze rozmawiam spokojnie, nigdy nie narzucam swojego zdania. Zachęcam do dyskusji, pokazuję doświadczenia ze swojej pracy, kiedy widziałam powikłania chorób zakaźnych. Absolutnie nie straszę, mówię zawsze tak: prowadzą państwo samochód? Tak. Wykupują państwo OC? Słyszę odpowiedź: No tak. Proszę państwa, moim zdaniem szczepienia to jest takie OC na dalszą drogę życia dziecka.
Taka rezerwa, takie zabezpieczenie?
To jest rezerwa, to jest zabezpieczenie, bo przecież to dziecko pójdzie do przedszkola, pójdzie do szkoły i będzie się kontaktowało z innymi dziećmi. Będzie zabezpieczone, będzie gotowe. Będzie miało armatę, żeby strzelać do wroga.