„Po prostu warto żyć dla swoich bliskich i nie robić im tej strasznej męki, kiedy się odchodzi.” - tak aktorka Agnieszka Więdłocha zachęca kobiety do regularnego wykonywania badań cytologicznych. Z ambasadorką akcji „Kwiat kobiecości” rozmawiał nasz dziennikarz Michał Dobrołowicz.
Michał Dobrołowicz, RMF FM: Agnieszko, jesteś ambasadorką kampanii "Kwiat kobiecości". Zachęcasz do wykonywania regularnych badań cytologicznych. Jaką wiadomość masz do przekazania innym kobietom?
Agnieszka Więdłocha: Zachęcam do wykonywania cytologii przynajmniej raz w roku, bo pozwala ona sprawdzić, czy nie ma żadnych zmian, czy nie powstaje rak szyjki macicy, na którego w Polsce umiera bardzo wiele kobiet. Jest on słabo wykrywalny, bo kobiety się nie badają i nie robią cytologii. Na zachodzie Europy wygląda to inaczej, tam dużo kobiet bada się, jest dbałość o te badania i dlatego rak szyjki macicy jest dużo wcześniej wykrywany i kobiety po prostu żyją. U nas to wygląda dramatycznie, bo kobiety zaniedbują to i po prostu umierają na bardzo głupią chorobę, która jest uleczalna. Można to po prostu wyleczyć. Sama natychmiast poszłam zrobić cytologię, bo miałam już poczucie, że za długo to odkładam. Nawet nie mogłam sobie przypomnieć, czy robiłam cytologię rok wcześniej, czy półtora roku wcześniej. Badanie jest bezbolesne i bardzo szybkie. Choćby w Warszawie można je wykonać bezpłatnie.
W ubiegłym roku Ogólnopolska Organizacja Kwiat Kobiecości postawiła w Warszawie cytobus, gdzie kobiety mogły przez cały dzień przychodzić i wykonywać cytologię. Wyniki dostawały do domu. W tym badaniu udział wzięło 300 kobiet. Zgadnij, u ilu z nich wykryto raka szyjki macicy.
U kilkunastu?
Aż u trzydziestu. To 10 procent. Co dziesiąta z tych kobiet była chora na raka! To było straszne. Po prostu warto iść i wykonać takie badanie, to nie ulega żadnej wątpliwości.
Kiedy ostatnio miałaś wykonywaną cytologię?
W październiku. Od razu po sesji zdjęciowej do kampanii przypomniałam sobie o badaniach cytologicznych i poszłam je zrobić. Teraz pamiętam i pilnuję, żeby zgłaszać się na to badanie przynajmniej raz w roku. To też ważna informacja dla mężczyzn, żeby oni pomagali i przypominali o tych podstawowych badaniach swoim kobietom. Tu chodzi o ich partnerki, o ich miłość, którą mogą łatwo stracić, jeśli ona umrze na raka.
Jak przekonałabyś kobiety w dwóch zdaniach, że warto wykonać cytologię?
Bo warto żyć, warto cieszyć się tym życiem, a życie mamy tylko jedno. Po prostu warto żyć dla swoich najbliższych.
Cytologia boli?
W ogóle! To jest po prostu taki bardzo szybki wymaz, który się robi. To kompletnie nie boli i zajmuje może pół minuty.
Był u ciebie choć delikatny strach, na zasadzie: co to będzie, co się wydarzy...
Właśnie przez ten strach kobiety nie badają się, bo jednym argumentem jest to, że gdy nic nas nie boli, to uważamy że nic nam nie jest. Drugim powodem, dla którego nie badamy się, jest takie poczucie, że to dotyczy innych, a nie mnie. Tragiczne jest to, gdy dostaje się wyrok śmierci, bo rak został zbyt późno zdiagnozowany. To może dotyczyć każdej z nas.
Gdy rozmawiasz teraz z kobietami o badaniach cytologicznych, to coś cię zaskakuje?
Niedawno wywiad na ten temat przeprowadzała ze mną pewna dziennikarka. Ja dosyć dużo mówiłam i ona na koniec poprosiła mnie, żebym w ramach podsumowania powiedziała, dlaczego warto się badać. I ja, która miałam tyle mądrych rzeczy do powiedzenia przez cały czas, zaczęłam zastanawiać się. To jest przecież bardzo indywidualne. I ona zaproponowała, że coś mi podpowie. Byłam zaskoczona. Zgodziłam się. I ona powiedziała mi: "Wiesz, bo ja skończyłam chemię, jestem już wyleczona. I mogę ci podpowiedzieć, że warto żyć dla swojej rodziny, swoich bliskich, mam dwoje dzieci, mam męża. I dlatego warto się badać".
Odpowiedź, którą podałam ci przed chwilą o tym, że warto żyć dla najbliższych, usłyszałam i zaczerpnęłam właśnie do niej. To taka jasna, prosta odpowiedź, najprostsza na świecie. Nie ma tu przecież wielkiej filozofii. Po prostu warto żyć dla swoich bliskich i nie robić im tej strasznej męki, kiedy się odchodzi.
Rozmawiałam też z lekarzem, który wykonał mi cytologię. I doktor przyznał, że przyszła do niego pacjentka, która też była lekarzem. I po tym, jak wykonał jej badanie okazało się, że ona ma potworne stadium raka szyjki macicy. To też mnie zaskoczyło, że nawet lekarze potrafią nie dbać o siebie i doprowadzić się do takiego stanu. I pomyślałam sobie, że to nie jest tak, że pewne zawody są bardziej uprzywilejowane i łatwiej im ustrzec się przed czymś tak okropnym, jak rak. Po prostu warto się badać.