"Downhill jest sportem wyczynowym. Trzeba mieć duże doświadczenie w jeździe na rowerze (...). Jeżeli chodzi o rowerzystów, to są bardzo rozważni ludzie. Jeśli by nie myśleli, to szybko by się gdzieś tam porozwalali (...). Wyjeżdżają do góry wyciągiem, ubierają kaski a później zjeżdżają. Ale podczas tej jazdy muszą naprawdę bardzo dużo myśleć, żeby sobie nie zrobić krzywdy" - mówi w rozmowie z dziennikarką RMF FM Urszulą Gwiazdą mistrz Polski w zjeździe wyczynowej na rowerze Szymon Syrzistie. Pytany o kontuzje odpowiada: złamałem kilka razy rękę, do tego jakieś żebro, jakaś noga. "Ale ja zaczynałem jeździć na rowerze 20 lat temu" - podkreśla.
Urszula Gwiazda: Czym tak naprawdę jest ten downhill? To kojarzy się tak, że grupa wariatów wyjeżdża np. wyciągiem krzesełkowym na górę. Zakłada kaski, zakłada ochraniacze i później nie myśląc o nikim i o niczym, zjeżdża w dół.
Szymon Syrzistie: To teraz mówisz o narciarzach, tak? Jeżeli chodzi o rowerzystów to są bardzo rozważni ludzie, bo jeśli nie myśleli to by się szybko gdzieś tam porozwalali. Mówisz tak jak jest. Czyli, faktycznie, wyjeżdżają do góry wyciągiem, ubierają kaski a później zjeżdżają. Ale podczas tej jazdy muszą naprawdę bardzo dużo myśleć, żeby sobie nie zrobić krzywdy.
Jeżeli to nie jest jazda na maksa, to o co chodzi w tym sporcie?
Tu jest bardzo duża analogia do narciarstwa alpejskiego. Tak jak mamy dyscyplinę zjazd na nartach, tak samo jest zjazd na rowerze i dokładnie tak samo to wygląda. Mamy wyznaczoną trasę i musimy przejechać z samej góry na sam dół, jak najszybciej pokonując po drodze skocznie, zakręty i różnego typu bajery.
Czy tam też są jakieś - nazwijmy to- pozycje obowiązkowe? Jesteście na zawodach, czyli musicie pokonać 75 zakrętów, 47 razy skoczyć i 18 razy wjechać pod górę?
Nie. Tu nie ma żadnych takich układów, czy pozycji. Po prostu jest wyznaczona trasa i trzeba nią jak najszybciej zjechać.
Ale nie powiesz mi, że to jest sport dla każdego?
Nie. Downhill to jest już sport wyczynowy jak najbardziej. To już trzeba mieć może nie pewne predyspozycje, ale duże doświadczenie w jeździe na rowerze. Dla osób, które są po prostu początkujące i chciałyby zacząć przygodę z takim - ja nazwałbym to - prawdziwym kolarstwem górskim, to super sprawą jest jazda na rowerach enduro.
Są to rowery bardzo uniwersalne, na których możemy i pojechać na wycieczkę i możemy sobie trochę pozjeżdżać i delikatnie złapać ten klimat.
A teraz bądź ze mną szczery. Czy to jest sport kontuzyjny?
Tak samo jak np. narty do których znowu się odwołam. Chociaż na nartach - moim zdaniem - jest nawet więcej wypadków niż na rowerach. Aczkolwiek oczywiście, jest to sport grawitacyjny, podwyższonego ryzyka i nie da się ukryć, że wypadki się zdarzają.
Jakie ty zaliczyłeś kontuzje?
Ja miałem akurat wyjątkowego pecha, bo miałem ich kilka. Złamałem kilka razy rękę, do tego jakieś żebro, jakaś noga. Były tam jakieś przypadki po drodze. Ale ja zaczynałem jeździć na rowerze 20 lat temu. Ten sport dopiero w Polsce się rodził. Trasy które wtedy były, były niebezpieczne. Sprzęt nie był tak przygotowany do takiej jazdy. Teraz są parki rowerowe, które powstają w Polsce, powstają na świecie i one są bardzo przemyślane. Trasy też są robione z głową i to ryzyko jest w dużym stopniu niwelowane.
Gdzie można w Polsce pojeździć?
W Polsce praktycznie większość ośrodków narciarskich na okres letni zamienia się w tzw. bikeparki, gdzie są specjalnie przygotowane trasy. Możemy pojeździć np., w Kluszkowcach, czy tutaj niedaleko Krakowa. Jest Kasina, jest Góra Żar, Szczyrk. Tak jak mówię, praktycznie każdy ośrodek narciarski ma w lecie jakieś trasy rowerowe.
Jeżeli chciałabym zacząć uprawiać downhill to, co byś mi poradził? Jestem kobietą uprawiającą sport, zbliżającą się do 40-stki. To nie jest za późno?
Nie. Absolutnie. My od kilku lat prowadzimy szkołę jazdy na rowerach górskich. Pierwsze co proponowałbym to uderzyć do jakiejś szkółki, gdzie pod okiem instruktorów można sobie rozpocząć przygodę z kolarstwem górskim, grawitacyjnym. Ten pierwszy krok w górach, pod okiem kogoś doświadczonego, naprawdę jest bardzo ważny. Łatwo się do takiego sportu zrazić, gdy zacznie się go nieprawidłowo. Tak samo jak z nartami. Więc po pierwsze trzeba znaleźć sobie dobrą szkółkę, dobrego instruktora. Pojechać, sprawdzić, zobaczyć jak to jest i wydaje mi się, że się zarazisz się tym sportem, bo jest to coś pięknego.
Ale liczymy taką "naukę" w latach. Kiedy mogłabym być w tym dobra? Być taką...prawie gwiazdą downhillu?
Czy gwiazdą? To to nie wiem. Ale na pewno mogłabyś w taki sposób pojeździć na rowerze i to nie w przyszłym roku, tylko po kilku dniach jazdy pod okiem instruktora w parku. Z tego doświadczenia - które mam na chwilę obecną - to szkolimy około 500 osób. Rocznie. Mamy bardzo różne osoby. Często są zupełnie początkujące. Praktycznie zaczynają od zera. A po kilku dniach jazdy z instruktorem jeżdżą już naprawdę z dużych gór. Fajnie sobie radzą, świetnie się przy tym bawią. Oczywiście, nie jeżdżą po najbardziej wyczynowych, ekstremalnych trasach. Ale tak jak mówię w bikeparkach teraz jest dużo tras o różnym stopniu trudności. Już po kilku dniach nauki można się bardzo fajnie, na rowerze, w górach bawić.
Znasz kobiety, które są dobre w tym sporcie?
Tak. Oczywiście. Tutaj znowu do szkoleń wrócę. Około 20, 30 procent osób, które u nas się szkoliły, to właśnie kobiety. Często jest tak, że to faceci wyciągają swoje kobiety, żeby się nauczyły jeździć na rowerze. Po kilku szkoleniach, kobiety jeżdżą już lepiej od nich. Naprawdę dziewczyny szybko się uczą.
W tym sporcie liczy się technika? Balans ciałem? Kondycja? Liczy się głowa, nad, którą człowiek jest w stanie zapanować?
Tak. Jak w każdym sporcie i tutaj trzeba być cierpliwym. Ja też nie byłem jakimś pilnym uczniem. Zawsze byłem na maksa niecierpliwym. A teraz uczę ludzi i stoję po drugiej stronie. Faktycznie, jak ktoś jest cierpliwy i za bardzo się nie przypala, to idzie mu łatwiej. Najgorzej jak ktoś za bardzo, za szybko, chce coś osiągnąć. Wtedy faktycznie jest trudno. Trzeba luzu po prostu. Im więcej luzu, tym łatwiej. Łatwiej jest się czegoś nauczyć.
Mówi się, że to jest drogi sport. Rowery nie są tanie. Do tego trzeba mieć dobry kask. Do tego trzeba mieć ochraniacze. Jak to wygląda cenowo?
Tak. Na pewno nie jest to sport tani. Ale kiedy ja zaczynałem jeździć na rowerze, to rowery kosztowały 20 tysięcy złotych, albo 15 tysięcy złotych i nie było innych. Teraz rynek jest bardzo nasycony. Jest dużo rowerów już używanych. Praktycznie ceny zaczynają się od dwóch, trzech tysięcy. Już w tej kwocie można czegoś poszukać. Taki w miarę dobry rower to pięć, sześć tysięcy. Używany, to już bez problemu można znaleźć. Później im więcej się jeździ, to w trakcie już można sobie te drobne elementy zmieniać. Tak jak mówię za nieduże pieniądze już można spróbować startować.
Taki rower wymaga specjalnego traktowania?
Oczywiście. Jak każdy rower. Trzeba o niego dbać, serwisować. Wtedy będzie nam dłużej i lepiej służył.
Powiedzmy jeszcze parę zdań o rowerowej imprezie, która już pod koniec maja.
Tak. W dniach 25-27 maja organizujemy w Kluszkowcach "Małopolska Joy Ride Festiwal". Jest to największa tego typu impreza w Polsce. Osiem różnych dyscyplin rowerowych. Przez wspomniany downhill, przez maraton, zawody dla dzieci, zawody enduro. Więc wszystko - co można robić na rowerze górskim - tam jest. Oprócz tego mamy też wycieczki na rowerach górskich, czy na rowerach szosowych. Są targi z sześćdziesięcioma wystawcami. Jest masa rowerów testowych. Warto tak po prostu przyjechać. Nawet jeżeli nie siedzimy mocno w temacie kolarstwa górskiego, można pooglądać, porozmawiać z ludźmi. Czegoś się dowiedzieć.
A będą gwiazdy?
Tak. Gwiazdy nawet ściągamy z zagranicy. Będzie m.in. Matt Jones. To jest taka czołówka światowa. Będzie też polska czołówka. Od wspomnianych zawodników, poprzez amatorów, po osoby zupełnie początkujące. Do nas często trafiają osoby na szkolenia, które pierwszy kontakt miały z rowerami na festiwalu. Spodobało im się, później się uczą i już po dwóch, trzech latach faktycznie startują w tej imprezie. Nie ma biletów. Impreza jest zupełnie otwarta. W dniach 25-27 maja spotykamy się na "Małopolska Joy Ride Festiwal" w Kluszkowcach.