Ruszyła specjalna kampania informacyjna dotycząca szpitalnych oddziałów ratunkowych. Organizuje ją Śląska Izba Lekarska. To skutek ostatnich, tragicznych wydarzeń, do jakich doszło w kilku tamtejszych szpitalnych oddziałach ratunkowych.
W Sosnowcu i Wodzisławiu Śląskim czekający na pomoc pacjenci zmarli. Pacjentka z Zawiercia po kilku godzinach oczekiwania na SOR-ze ostatecznie trafiła z udarem do specjalistycznej kliniki, a w Dąbrowie Górniczej kobieta, która trafiła na SOR zemdlała w poczekalni.
Autorzy rozpoczętej dziś kampanii zwracają uwagę m.in. na to, że do szpitalnych oddziałów ratunkowych powinny trafiać głównie osoby, które wymagają natychmiastowej opieki medycznej. A nie zawsze tak jest i dlatego te oddziały bywają przeciążone. W Bytomiu w ciągu miesiąca z pacjentów, którzy trafili na SOR, tylko niespełna jedna trzecia wymagała opieki szpitalnej.
Pewna część pacjentów zgłasza się na SOR w ogóle bez żadnego skierowania. A osoba, która już tam trafi musi być przebadana i przejść cała ścieżkę diagnosytczną. To z kolei sprawia, że obciążenie takiego oddziału rośnie - wyjaśnia dr Sebastian Kwiatek, lekarz z SOR-u w Bytomiu.
Osobny problem, to skierowania lekarzy pierwszego kontaktu, którzy skracają ścieżkę diagnostyczną i od razu kierują niektórych pacjentów do tego właśnie szpitalnego oddziału.
Zbyt długie oczekiwanie w kolejce sprawia, że część pacjentów okazuje zdenerwowanie. I wtedy emocje zaczynają brać górę - mówi Jarosław Madowicz szef Polskiego Towarzystwa Ratowników Medycznych,
Poważny problem SOR-ów to także braki kadrowe.
Tam pracują już tylko pasjonaci. To ciężka praca, połączona z odpowiedzialnością. Bywa, że na dyżurze lekarz może nawet i odpocząć. Na SOR-rze nie odpocznie - kończy prof. Krystyn Sosada ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.