Rośnie liczba powikłań po nieudanych zabiegach medycyny estetycznej. Najcięższe są leczone ze środków NFZ, co oznacza, że płacimy za nie wszyscy - pisze czwartkowa "Rzeczpospolita".
Guzy zniekształcające twarz, porażenia nerwów, opadające powieki - to tylko niektóre z powikłań po zabiegach medycyny estetycznej przeprowadzonych przez kosmetologów czy kosmetyczki - czytamy w dzienniku.
"Rzeczpospolita" pisze o doświadczeniach prof. Andrzeja Kaszuby, byłego konsultanta krajowego w dziedzinie dermatologii, który w ubiegłym tygodniu przyjął trzy pacjentki z poparzeniami drugiego stopnia po nieudanej depilacji laserowej u kosmetyczki.
Równie częste są przypadki infekcji po wstrzykiwaniu kwasu hialuronowego czy botoksu: powikłania wirusowe, ale też zakażenia HIV, HPV czy wirusowym zapaleniem wątroby - mówi prof. Kaszuba w rozmowie z gazetą.
Jak pisze dziennik, "oficjalnego rejestru powikłań nie ma, bo poszkodowani bardzo rzadko idą do sądu, zwykle szukają innego gabinetu, w którym lekarz poprawi to, co nie wyszło kosmetyczce".
Polskie Towarzystwo Dermatologiczne od lat walczy z kosmetologami wykonującymi zabiegi medycyny estetycznej. Tłumaczy, że prawo do naruszenia ciągłości tkanek mają tylko lekarze - czytamy w "Rz".
Kosmetologów to jednak nie przekonuje. W tle jest wojna o wart 150 mln zł rocznie rynek medycyny estetycznej - pisze gazeta.
(az)